Aborcja prawie całkiem zakazana. Gniew

Nie ma się ani z czego cieszyć, ani czym łudzić. Mniej tu chodzi o „obronę życia”, a bardziej o politykę. Sprawę aborcji premier Kaczyński wyciągnął z zamrażarki i wrzucił do kontrolowanego przez PiS Trybunału, by osiągnąć dwa cele. Pierwszy, ważniejszy dla niego, to przekonać przy pomocy tej wrzutki, że Kościół ciągle może liczyć na PiS bardziej niż na inne grupy katolicko-narodowe.

A przy okazji przekierować uwagę publiczną z nieudolnej polityki obecnego rządu na konflikt, który sam wygenerował, kierując kwestię „eugeniczną” do rozstrzygnięcia Trybunałowi Przyłębskiej.

Kaczyńskiemu chodzi przede wszystkim o to, żeby w pandemicznych opałach mieć Kościół po swojej stronie. I ten hierarchiczny, i ludowy, cały. Aby go zneutralizować politycznie. Dał mu, czego Kościół chciał, więc liczy, że Kościół będzie wdzięczny i lojalny. A wraz z nim katolickie ruchy przeciwko legalnej aborcji i katolicka prawica przez PiS niekontrolowana, np. Marek Jurek.

Dlaczego akurat teraz? Kaczyński chyba założył, że w reżimie pandemicznym nie dojdzie do masowych protestów w obronie prawa kobiety do wyboru, czy i kiedy chce urodzić swoje dziecko i zostać matką. A protesty mu się opłacą, bo przykują uwagę mediów i wywołają falę złych emocji, a te pisowska propaganda będzie pokazywać wiernym ku ich oburzeniu, dzięki czemu poparcie dla Kaczyńskiego w jego elektoracie się utwierdzi. Będą go widzieli jako obrońcę życia, moralności i Kościoła, na czym mu bardzo zależy politycznie.

A jeśli coś pójdzie nie po jego myśli, to przecież zawsze może odsunąć głosowanie nad zmianą ustawy antyaborcyjnej zgodnie z orzeczeniem Trybunału Przyłębskiej na inny dogodny moment. Orzeczenie i tak już obecną ustawę zamraża.

Na razie Kaczyński cel osiągnął: biskupi się radują, dziękują i chwalą. Ale za co? Za zdjęcie sprawy z formalnej agendy, bez cienia refleksji nad konsekwencjami, także dla samego Kościoła? Kaja Godek krzyczy z radości. Do pełni ich szczęścia brakuje tylko zniesienia ostatniego wyjątku od całkowitego zakazu legalnego i bezpiecznego przerwania ciąży – gdy ciąża zagraża życiu i zdrowiu kobiety. A może jeszcze uchwalenia przez pisowską większość, że kobieta przerywająca nielegalnie ciążę podlega karze. O tak, takie postulaty zgłaszali ludzie Kościoła, gdy przed ćwierć wiekiem wprowadzano tzw. kompromis aborcyjny.

Ostatnio biskupi rzymskokatoliccy w Polsce do tematu karalności nie wracali, ale kto wie, co będzie dalej przy obecnym stanie rzeczy. Nie wykluczałbym, że zwolennicy całkowitego zakazu legalnej aborcji ruszą do ofensywy, bo czemu nie? Skoro powiedziano A, czemu nie pójść na całość? Polska pod rządami PiS to nie Irlandia, obecna władza może uznać, że totalny zakaz leży w jej politycznym interesie, a Kościół będzie musiał pobłogosławić.

„Nie tak to powinno wyglądać”, pisze redaktor katolickiego miesięcznika „Znak” Mateusz Burzyk: „bez jakiekolwiek dyskusji, bez poszanowania praw kobiet, a dodatkowo w czasie pandemii, gdy manifestowanie obywatelskiego sprzeciwu jest praktycznie wykluczone”. A jak powinno wyglądać? Burzyk przywołuje uwagi Dominiki Kozłowskiej, redaktor naczelnej krakowskiego czasopisma. Już cztery lata temu, w momencie protestu „czarnych parasolek” w obronie praw kobiety, wskazywała tropy:

1) „Z chrześcijańskiego punktu widzenia celem wszelkiego prawa w tej dziedzinie powinna być rzeczywista, a nie deklaratywna ochrona życia, tj. minimalizacja faktycznej liczby aborcji, nie tracąc z oczu życia matki, także wymagającego ochrony. Rozwiązania pragmatyczne mogą lepiej prowadzić do tego celu niż ideologiczne”.

2) Kraje Zachodu, uważane przez ruch pro-life często za obszar cywilizacji śmierci, mają najniższy współczynnik aborcji, najwyższy występuje na Karaibach, w Ameryce Łacińskiej, w Afryce. Te dane nie zmieniają się od lat, co wyraźnie wskazuje, że restrykcyjne prawo jest nieskuteczne.

3) Politycy powinni mieć odwagę bronić rozwiązań kompleksowych i systemowych, by nie zostawiać kobiet wyłącznie z przepisem prawnym, ale zapewnić im dostęp do badań, konsultacji medycznych i wsparcia psychologicznego.

Właśnie tak: nie zostawiać kobiet, nawet jednej, z paragrafem mogącym wbrew ich woli zamienić ich życie w drogę przez mękę.