Dziwny, smutny i straszny wywiad z kard. Dziwiszem

Rzadko się zdarza tak nieporadna próba zamknięcia niewygodnej sprawy. Kardynał Stanisław Dziwisz w rozmowie z red. Piotrem Kraśką dla TVN24 nie osiągnął celu, jakiemu pewno miała służyć: nie rozwiał wątpliwości, dodał kolejne.

Nie mogło być inaczej, bo przecież Kraśko dzień po wywiadzie z kardynałem rozmawiał z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim, a ten dobitnie potwierdził, że doręczył osobiście do rąk Dziwiszowi teczkę z materiałami m.in. o sprawie Janusza Szymika. Mało tego, według duchownego kardynał nie tylko materiały przeglądał w jego obecności, ale i komentował.

I tak znów mamy dwa słowa przeciwko sobie: słowo księdza Isakowicza-Zaleskiego i słowo byłego metropolity krakowskiego, a wcześniej przez długie lata bardzo zaufanego osobistego sekretarza św. Jana Pawła II. I to jest sytuacja albo-albo. Tylko jedna wersja może być prawdziwa. A że sprawa jest bulwersująca – chodzi o zlekceważenie ostrzeżeń przed złem pedofilskim wyrządzanym przez duchownych archidiecezji, której włodarzem był ks. Dziwisz – musi kłaść się cieniem na kardynale i powinna być szczegółowo wyjaśniona.

Takie sprawy zawsze powinny być wyjaśniane i sprawiedliwie osądzane. Każdy krzywdziciel zaciąga taką samą moralną winę, każda skrzywdzona ofiara zasługuje na wysłuchanie jej opowieści, na wsparcie, a jeśli trzeba, na odszkodowanie. Tylko że zaniedbanie na szczeblu kardynalskim wywołuje dodatkową konsternację. Właśnie dlatego, że chodzi o hierarchę tak wysoko postawionego w Kościele i Watykanie.

Prawdopodobnie wywiad dla TVN24 miał pokazać, że kard. Dziwisz nie ma niczego do ukrycia, zrobił, co do niego należało, w archiwum kurii krakowskiej szukał listu pana Szymika, ale nie znalazł, nie pamięta, żeby go kiedykolwiek otrzymał od ks. Zaleskiego, bo był wtedy w Rzymie, a generalnie to uważa, że Kościół musi być absolutnie przejrzysty. Ta linia kardynała – choć już wcześniej podważana nie tylko przez ks. Zaleskiego – nie wybrzmiała przekonująco w rozmowie z red. Kraśką, który z taktem, ale dość wyraźnie dawał odczuć, że przekaz Dziwisza nie jest spójny, mówiąc delikatnie.

A więc po co? Szczerze mówiąc, o ile red. Kraśko może być z wywiadu zadowolony, bo starał się być profesjonalny i empatyczny, a to nieczęsta kombinacja w ,,szybkich” mediach, o tyle kard. Dziwisz zaliczył przykrą do oglądania porażkę. Przecież to niemożliwe, by nie słyszał o podwójnym życiu założyciela „legionistów Chrystusa”. Prawdopodobnie emerytowany kardynał (już bez prawa udziału w wyborze następnego papieża) zgodził się (lub może sam o nią poprosił) na rozmowę przed kamerami z doświadczonym dziennikarzem w nadziei, że wyrządzi przysługę papieżowi Wojtyle i stępi ostrze krytyki wymierzone w nich obu w związku z kościelną kulturą milczenia o pedofilii, dzięki której niejednemu księdzu krzywdzicielowi zło uszło na sucho.

Co dalej? To też od dawna wiadomo, lecz nic praktycznie z tego nie wynika. Potrzebna jest komisja niezależna od władz kościelnych (czyli od metropolity Jędraszewskiego) i polityków rządzących, ale z ich zielonym światłem, aby mogła zbadać rzetelnie i swobodnie kontrowersje wokół roli kard. Dziwisza. Powstanie takiej komisji byłoby wydarzeniem budującym moralnie. Budujące byłoby, gdyby sam kardynał wyraził gotowość współpracy z taką komisją. Podobnie jak ks. Isakowicz-Zaleski, który oczywiście do samej komisji wejść by nie mógł, bo jest stroną sporu o fakty, ale mógłby przed komisją składać wyjaśnienia.

No tak, ale wszyscy wiemy, że to gruszki na rajskiej jabłoni. Komisji nie będzie, bo jakim cudem, nie będzie przejrzystości, rachunku sumienia, prostego „przepraszam”, naprawienia krzywd, bo komu tak naprawdę na tym wszystkim zależy dzisiaj w kościelnych kuriach i w urzędach państwowych kontrolowanych przez PiS? Czarno to widzę.