PiS z Kościołem na równi pochyłej

W piątym dniu protestów przeciw orzeczeniu Przyłębskiej słuszny gniew nie słabnie. Jest masowy, zdeterminowany. To doświadczenie pokoleniowe ludzi młodych i bardzo młodych. Wielu z nich nigdy dotąd nie wychodziło na ulice manifestować w jakiejkolwiek sprawie. „Coś pękło, coś się skończyło” dla PiS i Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce. Ci młodzi nie zagłosują na PiS i odejdą od Kościoła na zawsze.

Obecna władza została zepchnięta do defensywy. Tak bywa w historii. Jeden błąd uruchomia lawinę, która wymyka się spod kontroli. Masowe użycie siły przeciwko protestom, choć wciąż niewykluczone, tylko pogorszyłoby położenie rządzących.

To oni sprowokowali lawinę najpierw ohydną kampanią przeciwko prawom LGBT, a teraz uderzeniem w prawa kobiet. I serią prowokacji: ostentacyjnym zrobieniem posła Czarnka ministrem edukacji, upokarzającym utrąceniem kandydatury pani Rudzińskiej-Bluszcz na Rzecznika Praw Obywatelskich, skandalicznym wysunięciem na ten ważny urząd posła Wróblewskiego, promotora sejmowego wniosku do Trybunału Przyłębskiej w sprawie zakazania legalnej i bezpiecznej aborcji nieuleczalnie chorego lub nieodwracalnie upośledzonego płodu.

Prawica polityczna i kościelna podnosi larum, że nawet za komuny nie zakłócano nabożeństw i nie smarowano po kościelnych murach. Tylko że za komuny był legalny dostęp do przerwania niechcianej ciąży, a biskupi woleli z komuną na tym polu nie zadzierać. Dziś obłudnie załamują ręce, że przecież to nie oni uchwalają ustawy i wydają wyroki, tylko parlament i Trybunał Konstytucyjny. No to niech się nie lękają i wyjdą do protestujących i im to powiedzą. Wszyscy wiemy, że naciskali, grozili ekskomunikami, cieszyli się z orzeczenia Przyłębskiej.

Niech przeczytają słowa biskupa ewangelickiego Jerzego Samca, przecież chrześcijanina, który już cztery lata temu, podczas ówczesnych czarnych protestów w obronie praw kobiet, pisał: „Za każdym razem mamy do czynienia z tragedią, jaka dotyka kobietę i jej bliskich. Nie wyobrażam sobie cierpienia, gdy kobieta dowiaduje się o nieodwracalnym upośledzeniu płodu lub gdy dalsza ciąża zagraża jej życiu. Nie wspominam o traumie gwałtu.

Marzę, aby decyzja, co w tej niezwykle dramatycznej sytuacji począć, należała do kobiety. To ona musi ostatecznie zadecydować i ponosić konsekwencje tej decyzji zarówno fizyczne, psychiczne, jak i duchowe. Ale aby podjąć słuszną decyzję, potrzebuje wsparcia i szerokiej wiedzy. Marzę, aby zamiast marnować energię i pieniądze na wojnę polsko-polską, czarnych i białych, skoncentrować się na przeorganizowaniu służby zdrowia tak, aby każda kobieta, każda rodzina otrzymała niezbędną wiedzę i wsparcie”.

Czemu i komu służy więc bezsens, a niekiedy brutalność niektórych interwencji policyjnych podczas obecnych protestów w tej samej sprawie? W poniedziałek policja jakby zmieniła taktykę, spuściła z tonu, oby trwale. Nic dziwnego, bo przecież funkcjonariusze i funkcjonariuszki też mogą być ofiarami zaostrzenia prawa aborcyjnego. Ale nie wszyscy są gotowi do refleksji.

Poznańska „Gazeta Wyborcza” cytuje wierszyk, który ponoć rozsyłają sobie policjanci zadowoleni z pacyfikowania ulicznych protestów: „Margot – Lempart, dwa bratanki/ Gaz, prąd, wpierdol/ I w kajdanki”. Jeśli to prawda, a nie fake news, to dowódcy policji i ich cywilni przełożeni muszą zająć stanowisko. Bo wymowa tej rymowanki dewastuje wizerunek policji tak samo jak użycie przez nią siły nieadekwatnie do sytuacji. Tak działo się w PRL podczas protestów ulicznych przeciwko stanowi wojennemu i delegalizacji „Solidarności”. Historia ostatecznie przyznała rację protestującym, a nie milicji i ZOMO.

Władza może odejść, wstyd zostanie. Policja upolityczniona i działająca nieprofesjonalnie traci szacunek i zaufanie obywateli. Tak czy inaczej – na naszych oczach dzieje się historia. Sprawcami konfliktu nie są protestujący obywatele. Obecna władza polityczna i kościelna była wielokrotnie ostrzegana, że źle się bawi, gdy wywołuje wojnę z prawami obywatelskimi. Radykalizacja? Wulgaryzmy? A jak inaczej obywatele mają wyrazić oburzenie, gdy są tak traktowani w wolnej Polsce?