Szmydt i ilu jeszcze?

Były sędzia Szmydt dostarczył paliwa propagandzie Łukaszenki i Putina. W Mińsku na konferencji prasowej językiem skrajnej prawicy opisał państwo polskie jako wasala Ameryki i Wielkiej Brytanii. Tym samym wyrządził szkodę naszym interesom, podrywając zaufanie obywateli RP do demokratycznie wybranej władzy.

Za to oddał przysługę antywolnościowym reżimom w Białorusi i Rosji, próbując wbić klin między demokratyczny rząd Polski i polskie społeczeństwo. Najgorsze w tym jest to, że w naszym kraju wciąż działają jawnie inni fani Putina i Łukaszenki. A liczba tych działających tajnie jako płatni szpiedzy lub agenci wpływu jest prawdopodobnie znacznie wyższa. Mogą mieć rację ci, którzy uważają, że Rosja już jest Polsce, choć Polski nie napadła.

Słyszymy o tym od dawna od części polskich polityków i dziennikarzy. Tych, którym nie jest obojętne nasze bezpieczeństwo i którzy wskazują, że zagrożenie dla naszej suwerenności nie jest na Zachodzie, przede wszystkim w Niemczech, ale na Wschodzie. Nasze służby specjalne donoszą ostatnio o sukcesach w tropieniu i zatrzymywaniu osób powiązanych ze służbami rosyjskimi. Miejmy nadzieję, że są na tropie kolejnych.

Nie musimy o tym wiedzieć. Wystarczy, że robią, co do nich należy. Trudno jednak nie zastanawiać się, jakie mają realne siły i środki. Przez osiem lat rządów pisowskich mogły one zostać znacząco osłabione. A przecież powinny być silne, sprawne, dobrze prowadzone i należycie finansowane przez nasze państwo. Należą do struktur bezpieczeństwa wspólnoty zachodniej.

Rządy pisowskie dystansowały się jednak od Zachodu. Nasze służby się kurczyły. Ubywało ludzi, likwidowano placówki. To mogło współpracy naszych służb z zachodnimi zaszkodzić. Kto chce się dzielić wrażliwymi informacjami z niepewnymi politycznie agencjami wywiadu i kontrwywiadu?

Ucieczka Szmydta na Białoruś wymaga intensywnego śledztwa z udziałem polskich służb. Być może zbiegł, bo się obawiał kary za prześladowanie niepokornych sędziów. Wydaje się jednak, że inne szatany tu pracowały. Butne zachowanie, frazy jakby wyjęte z komunikatów antyzachodnich i antypolskich propagandy rosyjskiej i białoruskiej wskazują raczej na agenturalność.

Alarmujące jest to, że Szmydt miał dostęp do tajnych informacji dotyczących naszego systemu bezpieczeństwa. Prawdopodobnie zabrał je z sobą do Mińska i już je analizują służby białoruskie i rosyjskie. Łukaszenka łaskawie przychyli się do prośby Szmydta o azyl polityczny. Co stanie się z nim dalej, wiedzą tylko jego zleceniodawcy i oficerowie prowadzący w Mińsku i Moskwie.

Jeśli Szmydt nie jest agentem, tylko pożytecznym idiotą politycznym, i tak powinien ponieść odpowiedzialność. W Polsce mamy wolność słowa. Korzystają z niej wrogowie wolności i demokracji, naszej obecności w Unii Europejskiej i NATO. Wraz z napaścią Rosji na Ukrainę zmieniła się jednak sytuacja. Za opinie w demokratycznym systemie nie wymierza się kar, chyba że naruszają przepisy prawa, w tym konstytucji. Kary należą się jednak szpiegom i zdrajcom.