Jak Franciszek uratował Benedykta

Gdyby nie kardynał Bergoglio, kardynał Ratzinger nie zostałby wybrany na papieża podczas konklawe w 2005 r. Czy to jest news? Zależy dla kogo. Bo w kręgach kościelnych to sensacja z dwu powodów.

Po pierwsze dlatego, że Franciszek ujawnił szczegóły dotyczące konklawe, czego kardynałom robić oficjalnie nie wolno ani podczas wyborów, ani po nich. A po drugie dlatego, że w Kościele od początku rządów Franciszka funkcjonuje frakcja jego zagorzałych przeciwników, która szyje mu buty pod hasłem, że Kościół skończył się na Benedykcie XVI. Ta frakcja przedstawia Franciszka jako niemal „antypapieża”, za to Benedykta jako wcielenie wszelkich cnót papieskich i wzór do naśladowania dla kolejnych papieży.

Rewelacje dotyczące konklawe Franciszek ujawnił w wywiadzie rzece, która ma się wkrótce ukazać. W ramach marketingu wydawca zezwolił na publikację fragmentów w mediach. Kardynałom szczegółów konklawe zdradzać nie wolno, ale papież może, jeśli taka jego wola. I Bergoglio opowiedział o kulisach wyboru Ratzingera swemu rozmówcy.

Krótko mówiąc, nie tylko sam głosował na Ratzingera, ale przejrzał „manewr” grupy kardynałów: zachęcali do głosowania na Bergoglia, aby Ratzinger nie zdołał uzyskać wymaganej większości dwóch trzecich i żeby w tej sytuacji trzeba było znaleźć kogoś innego, najlepiej „naszego”, czyli zapewne Włocha.

Bergoglio zdobył już 40 głosów i manewr mógł się powieść: zapewne sam nie zostałby następcą Karola Wojtyły, ale nie zostałby nim także Ratzinger, tylko jakiś kandydat „kompromisowy”, najlepiej Włoch, i wszystko wróciłoby w Watykanie do normy. Wojtyła byłby wypadkiem przy pracy. Bergoglio opowiada, że w krytycznym momencie powiedział głośno i wyraźnie, że ewentualnego wyboru na papieża nie przyjmie, i w ten sposób storpedował manewr przeciwników Ratzingera, czyli przesądził o wyborze Niemca. Tak przynajmniej przedstawia przebieg konklawe po niespełna 20 latach.

Sens opowieści nie jest jasny. Czy Franciszek chce się przypodobać swoim krytykom, a fanom Benedykta? Czy zależy mu na odczarowaniu rytuału konklawe, co jakiś czas przykuwającego uwagę wiernych i mediów na całym świecie, i to nie tylko katolików? Bo oto konklawe okazuje się zwyczajną, bezpardonową rozgrywką stronnictw, lansujących swoich kandydatów, a razem z nimi swoje interesy. Niby żadne zaskoczenie, bo przecież tak to wygląda w każdej ludzkiej instytucji, gdzie wybiera się szefa, tylko że Kościół lubi otaczać się mistyczną aurą i przedstawiać wynik konklawe jako decyzję Ducha Świętego.

A może Franciszek sam prowadzi swój manewr w tym wywiadzie? Może chce wywrzeć nacisk w celu zdjęcia z wyboru papieża jakiejś świętej wyjątkowości? To tylko głosowanie na człowieka przez ludzi. Benedykt XVI, który złożył święty urząd, bo miał dość watykańskich intryg i skandali, sprowokował dyskusję o roli papiestwa w dzisiejszym świecie. W wyraźnym kontraście z papieżem Wojtyłą, który ostatecznie „dźwigał krzyż” do końca.

Może Franciszek chce rzeczy równie prostej: żeby papieża wybierać na kadencję najwyżej dwa razy z rzędu, jak wielu prezydentów. I żeby uniknąć sytuacji dwóch papieży w jednym domu, z jaką miał sam do czynienia. To fajnie obejrzeć o tej „kohabitacji” dobry film fabularny, ale gorzej robić przez długie lata dobrą minę do absurdalnej gry w dwóch papieży.