Nie obejdzie się bez dogrywki

Przesłuchanie posła Kaczyńskiego przed komisją Pegasusa nie dostarczyło nowego materiału dowodowego i w tym sensie okazało się fiaskiem. Większość mają w niej reprezentanci koalicji rządzącej – powinni przesłuchanie dokładnie przeanalizować i wyciągnąć wnioski na przyszłość. Potrzebna jest dogrywka, aby skandal szpiegowania przeciwników „dobrej zmiany” nie uszedł ludziom PiS na sucho.

Kaczyński powinien być ponownie przesłuchany, ale nie w taki sposób jak w miniony piątek. Celem komisji jest ustalenie, czy i jak doszło do skandalu. Przesłuchanie minęło się z tym celem. Potyczki słowne i szarże retoryczne nie zastąpią żmudnego dążenia do prawdy. Momentami można było odnieść wrażenie, że maskują brak dostatecznego przygotowania śledczych reprezentujących większość demokratyczną.

Śledziłem przesłuchanie z rosnącym poczuciem zawodu. Nie uważam jednak, że Kaczyński ze swej strony rozłożył komisję na łopatki. Z pewnością nie uczynili tego posłowie opozycji. Udało im się jednak osiągnąć cel taktyczny: zakłócić tok przesłuchania i odstraszyć część widowni od dalszego oglądania. Zamiast kroku naprzód ku prawdzie oglądaliśmy jałową przepychankę. Zamiast celnych pytań trafiających w sedno musieliśmy oglądać pogardliwy uśmiech Kaczyńskiego i słuchać jego żartów na poziomie „dają w szyję”.

Wszyscy wiemy, że wie więcej, niż mówi. Obsługa komisji powinna ją lepiej przygotować merytorycznie. Choćby w sprawie klauzuli tajności czy złożenia niepełnego przyrzeczenia. Od tego komisja ma prawników. Wtedy Kaczyńskiemu nie byłoby tak łatwo unikać odpowiedzi, kluczyć i tumanić. Nie miałby czasu na wrzutki atakujące śledczych za nieznajomość prawa i stronniczość. Ani na powtarzanie mantr politycznych wymierzonych w rząd demokratyczny. Nie miałby swobody w obrażaniu obecnego obozu władzy. Nie powtarzałby insynuacji o jego zależności od Berlina, o wpływach rosyjskich nawet w polskich służbach specjalnych. Nie wbijałby klina w prezydium komisji, obsypując komplementami posła Wiplera.

Tu dotykamy ważnego zagadnienia dotyczącego nie tylko komisji Pegasusa. Wszystkie pracujące dziś w Sejmie komisje śledcze są złożone z delegatów parlamentarnych partii politycznych. Z tej politycznej natury wynika dylemat: jak pogodzić ją z obiektywnym dążeniem do prawdy? Nie jest to niemożliwe, ale jest trudne, gdy temperamenty i interesy polityczne dominują przebieg przesłuchań. Wiadomo, że celem obecnej pisowskiej opozycji jest delegitymizacja tych komisji. Na to trzeba się było lepiej przygotować, koncentrując się na meritum, a nie sporze politycznym. Przykładem może być wątek prywatnej spółki pośredniczącej w zakupie Pegasusa w Izraelu, którym Kaczyński był chyba szczerze zaskoczony. Takich momentów wytrącania Kaczyńskiego z błogostanu powinno być więcej.

Element teatru politycznego jest tu nieunikniony, ale nie powinien przesłaniać sedna. Komisje są po to, by pokazać obywatelom pełny obraz funkcjonowania państwa pisowskiego, wskazać winnych, ostrzec przed recydywą. Jedno niepowodzenie nie odbiera im sensu, ale kolejne nie powinny się zdarzyć.