Superwtorek

Amerykę można kochać i uważać ją zarazem za zwariowaną. Wariactwo się potęguje od czasu, gdy Trump rozkochał w sobie miliony Amerykanów. Zwalisty bigot w czerwonej czapce bejsbolowej z napisem „Make America Great Again” stał się inkarnacją marzeń o potędze. Nic mu nie szkodzi w oczach jego entuzjastów, wszystko uchodzi na sucho: podżeganie do szturmu Kapitolu, kłamstwo o ukradzionych mu wyborach, pozwy sądowe, skandale obyczajowe, krętactwa biznesowe, permanentne przechwałki i bezwstydny narcyzm.

We wtorek 5 marca zwolennicy Partii Republikańskiej i Partii Demokratycznej w 16 stanach i jednym zamorskim terytorium USA (Samoa) mogli wziąć udział w tzw. prawyborach w ramach kampanii prezydenckiej. Nie wybierali oczywiście samego prezydenta, tylko delegatów na konwencje partyjne, gdzie wybiera się oficjalnego kandydata na prezydenta. Wtorek jest „super”, bo tego dnia prawybory odbywają się w największej liczbie stanów. Amerykański system wyborczy dla Europejczyka może wyglądać na abrakadabrę, ale państwo jest federalne, a nie „narodowe” w sensie europejskim. System jest efektem ustroju federalnego. Prawybory są ważne dla sztabów wyborczych, bo dają im rozeznanie co do preferencji ich uczestników dotyczących osób ubiegających się o prezydenturę.

W tym roku wynik łatwo można przewidzieć. Przybędzie delegatów republikańskich gotowych głosować za Trumpem i demokratycznych za Bidenem. Ważne detale ,,superwtorku” dla nieamerykańskich obserwatorów obecnej kampanii prezydenckiej nie mają znaczenia. Liczy się jedno: Ameryka szykuje się na powtórne starcie 77-letniego populisty Trumpa z 81-letnim demokratą Bidenem, a szanse Trumpa na zwycięstwo rosną.

Gdy Radosław Sikorski w reakcji na złowrogie słowa Trumpa – że pozwoli Rosji robić, co chce z niektórymi państwami NATO, jeśli nie zaczną wydawać na zbrojenia co najmniej 2 proc. PKB – napisał, iż Ronald Reagan przewraca się w grobie, pisowska prawica zawyła z oburzenia. Ale Sikorski trafił w sedno: trumpizm to antypody reaganizmu, abdykacja z roli lidera wolnego świata, proklamacja izolacjonizmu i biznesowe podejście do polityki zagranicznej, uprawianej najchętniej bilateralnie, z pominięciem organizacji międzynarodowych. Reagan nazwał sowiecką Rosję „imperium zła”, Trump robi umizgi do Rosji Putina, która kontynuuje sowiecki imperializm.

Reagan i Thatcher wykorzystali okazję, jaką był Gorbaczow, do zakończenia zimnej wojny. Trump przechwala się, że zakończy wojnę w Ukrainie w jedną dobę, wywołując konsternację w państwach Zachodu i przerażenie w Kijowie. Bo przecież Putin tej wojny kończyć wcale nie chce, chyba że na swoich warunkach, a co to zapowiada dla Ukrainy, nie trzeba tłumaczyć w naszej części Europy. Reagan był konserwatystą i za jego czasów Partia Republikańska była republikańska, a nie populistyczna jak za czasów Trumpa.

Trump przechwala się także, że po wygranej wprowadzi na jeden dzień dyktaturę. Co to konkretnie miałoby znaczyć? Czy tylko zamknięcie na amen granicy z Meksykiem i odwierty łupkowe na full? Tak czy owak, to język autorytarny, a to wróży jak najgorzej. Polska w wyborach amerykańskich nie bierze udziału, ale amerykańska Polonia bierze. Trump będzie zabiegał o jej głosy, więc rząd Tuska powinien się uważnie przyglądać kampanii amerykańskiej pod tym kątem. Z polskiej perspektywy najważniejsze jest jedno: żeby w Stanach nie wygrał izolacjonizm.