Zygzaki Trzeciej Drogi

Parlament Francji miażdżącą przewagą głosów zaakceptował wpisanie prawa do aborcji do konstytucji. Żadne państwo nie posunęło się tak daleko. Można wiązać tę historyczną decyzję z uchyleniem tegoż prawa przez Sąd Najwyższy USA: skoro w demokratycznym państwie po 50 latach odebrano to prawo obywatelkom, to trzeba się prawnie zabezpieczyć przed taką zmianą na szczeblu konstytucyjnym we własnym kraju. Za wpisaniem prawa do aborcji głosowała nawet przywódczyni skrajnej prawicy Marine Le Pen. Wyczuła, że głosowanie przeciw kosztowałoby ją i jej partię utratę poparcia części jej elektoratu.

Kwestia aborcji jest kwestią polityczną i dlatego pojawia się jako gorący temat kampanii wyborczych w państwach demokratycznych. W większości z nich religia straciła wpływ na politykę państwa i na sumienia znacznej części obywateli płci obojga. Wraz ze słabnięciem wpływu religii umacnia się inna percepcja kwestii aborcji: że to kobieta powinna decydować, czy i kiedy chce mieć dziecko. Najlepiej wraz z potencjalnym ojcem i lekarzem, ale ostatnie słowo powinno należeć do niej.

W tym sensie mówimy o prawie kobiety do wyboru w kwestii aborcji. Traktujemy je jako prawo obywatelskie, gdyż dotyczy wolności jednostki do decydowania w ramach sprawiedliwego ustawodawstwa o swoim postępowaniu w ważnych dla niej sprawach. Przy takim podejściu – są oczywiście poważni ludzie, którzy go nie akceptują, jak choćby prof. Strzembosz, autorytet prawny ostro krytykujący PiS – rzeczą państwa jest stworzenie prawa precyzującego, jak kobieta może legalnie przerwać niechcianą ciążę. Większość państw demokratycznych dopuszcza terminację na wniosek kobiety w pierwszym trymestrze ciąży. Pod pewnymi warunkami lub bez nich.

Liderzy Trzeciej Drogi uważają, że jedynym realnie możliwym sposobem rozstrzygnięcia kwestii aborcji jest jej odpolitycznienie. Ale to jest niemożliwe, bo ta kwestia jest z natury polityczna. Można ją rozstrzygnąć jedynie drogą debaty parlamentarnej i głosowania nad czterema zgłoszonymi projektami ustaw jej dotyczących. Te projekty są gotowe. Jako marszałek Sejmu Hołownia ostatecznie zdecydował, że praca nad nimi zacznie się 11 kwietnia. Uzasadnił to politycznie: że ważna sprawa wymaga wyciszenia wyborczych emocji.

To nonsens lub pobożne życzenie, bo takiego wyciszenia nigdy nie będzie, ponieważ w demokracji kampania wyborcza – formalna lub faktyczna – trwa ciągle. Dlatego nigdy nie będzie takiego wymarzonego spokoju. Więc czemu nie teraz, skoro projekty są zgłoszone? Tym bardziej że zwłoka, nawet miesięczna, już wywołuje rozczarowanie w elektoracie koalicji rządzącej, a to z pewnością przełoży się na frekwencję i wyniki wyborów do sejmików wojewódzkich. Może się okazać, że Trzecia Droga za zwłokę w sprawie aborcji słono zapłaci, a to odbije się na szansach Hołowni w wyborach prezydenckich, jeśli w nich wystartuje. Nawet z punktu widzenia interesu politycznego TD lepiej zatem nie zwlekać.

Jeśli projekty upadną, to elektorat winą za to obarczy konserwatystów w koalicji rządzącej. Jeśli prezydent zgłosi weto, to koalicja politycznie na tym zyska, bo winę za obstrukcję i zablokowanie liberalizacji będzie można uczciwie przypisać Dudzie i obozowi Kaczyńskiego. Głosowanie nad projektami pokaże, kto jest za, a kto przeciw w parlamencie, a wyborcy to zapamiętają.