„Aferka” wizowa nabiera rozpędu

Jaki zwrot akcji! Najpierw były minister Wawrzyk oświadcza, że nigdy nie złamał prawa i odmawia dalszego składania zeznań przed sejmową komisją ds. afery wizowej. Jednocześnie jego pełnomocnik prawny wnioskuje o wyłączenie przewodniczącego komisji, posła Szczerby, z prac, bo jego zdaniem przewodniczący nie jest bezstronny. W głosowaniu komisja nie poparła wniosku. Następnie drugi z głównych świadków wezwanych przed komisję, Edgar K. (Kobos), oświadcza, że to nie była „aferka”, i deklaruje gotowość współpracy z komisją, ale na spotkaniu niejawnym. Jeśli PiS chciał storpedować Szczerbę i komisję na samym początku, to się nie udało.

W pracach komisji śledczych takie zwroty akcji to rzadkość. Były bliski współpracownik, a nawet wychowanek Wawrzyka, postanowił się podzielić swoją wiedzą o aferze, której zdaniem PiS nie było. Różne mogą być powody przejścia pana Kobosa na stronę prawdomówności – ciążą na nim zarzuty karne, jak na jego dawniejszym mentorze, ale dla opinii publicznej liczy się przede wszystkim to, że zgodził się współpracować z komisją śledczą. Był wyraźnie przejęty, co chwila ciężko wzdychał, nie sprawiał wrażenia teatralnie skruszonego. Niestety, w tym miejscu dreszczowiec został przerwany. Komisja przeszła pracować niejawnie w innej sali sejmowej.

PiS po zaliczeniu ciosu, jakim było wstępne wystąpienie Kobosa, ratował się atakami na Szczerbę i teorią spiskową: skąd przewodniczący wiedział, że utajni obrady, więc będzie potrzebował innej sali na kontynuację przesłuchania i już miał ją przygotowaną? Ano stąd, że – jak sam Szczerba wyjaśnił – komisja przewidywała różne scenariusze. Drugi typowy zarzut pisowski to ten, że nie mogli zadać swoich pytań. Ależ mogli je zadać niejawnie! Obłudne jak zwykle u nich zachowanie, bo przecież wcale nie chcą, by ludzie usłyszeli, co Kobos ma do powiedzenia o tej aferze.

Co do zarzutu stronniczości wytoczonego przez pełnomocnika Wawrzyka wobec Szczerby, to jest to broń obosieczna. Każdą sejmową komisję śledczą można oskarżyć o stronniczość, bo każda wyłaniana jest w parlamencie złożonym w zdecydowanej większości z członków partii politycznych. Tak jest w każdym demokratycznym parlamencie. Rywalizacja partii w demokracji trwa 24/7, także w parlamencie i w jego organach, a więc i komisjach zwykłych i nadzwyczajnych. Czy to wystarczy, by zarzucać komisjom śledczym stronniczość? To zależy od wiarygodności ich członków i wyników ich prac, a także od precyzyjności ustaw regulujących ich działanie. Obecne komisje śledcze są dopiero na początku swej drogi, więc za wcześnie na ferowanie ocen.