Ta hucpa ma krótkie nogi

Pisowska hucpa trwa, ale PiS-owi nie pomoże. Jesteśmy w okresie przejściowym między autorytaryzmem a przywróceniem rządów prawa opisanych w naszej konstytucji. Tak było po 1989 r. i tak jest teraz. Niektórzy się niepokoją, jak długo potrwa pisowska hucpa. Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że skończy się po wygraniu przyszłorocznych wyborów prezydenckich przez demokratycznego kandydata i naprawie praworządności, czyli mniej więcej za półtora roku.

Nic PiS-owi nie pomoże, że przebrali się za obrońców rządów prawa. Nie są wiarygodni. Kiedy tłuste koty urządzają konferencje prasowe w obronie kolegów wykluczonych z sejmowych komisji śledczych, są żałosne. Pusty śmiech budzi, gdy byli dygnitarze reżimu perorują przed kamerami o apolityczności prokuratury. I atakują w czarnkowym stylu prokuratorkę, która próbowała wszcząć śledztwo w sprawie wyborów kopertowych. Robiła, co do niej należało, więc śledztwo w try miga umorzono, a Ewę Wrzosek zesłano do prokuratury na prowincji. Stała się wrogiem. Tak jak inni prokuratorzy czy sędziowie ostrzegający przed ziobryzmem.

Historia potoczyła się jednak inaczej, niż planowała „zjednoczona prawica”. Dziś prokurator Wrzosek występuje w roli świadka przed komisją „kopertową” i obnaża machinacje ziobrystów. A oni zamiast słuchać i milczeć, nadal próbują atakować ją i niepisowską większość komisji „kopertowej”.

Tę metodę stosują w innych komisjach śledczych. Jest strach, jest agresja i orwellowskie chwyty z odwracaniem znaczeń. Są też chwyty poniżej pasa, jak wyciąganie cytatów z „Sieci”, aby Wrzosek dyskredytować. Pani prokurator udzielała się w internecie, komentując wydarzenia na niwie praworządności, tak samo jak czynili to jej destruktorzy. Tyle że Wrzosek w sprawie słusznej, a tamci po stronie bezprawia i niesprawiedliwości. Wytykanie bezprawia przez pracownika wymiaru sprawiedliwości może mieć konsekwencje polityczne, ale samo nie jest działaniem politycznym, tylko dowodem rzetelności zawodowej, poważnego traktowania sprawowanej funkcji. Prokurator Wrzosek dała tego przykład.

W istocie jesteśmy świadkami, jak przegrany obóz Kaczyńskiego usiłuje podważyć wiarygodność demokratycznej zmiany. Sam utracił wiarygodność, chce ją odebrać nowej władzy wszelkimi sposobami. Podpina się pod protesty rolnicze, a sam je wygenerował. Zniszczył media publiczne, a rzuca kłody pod nogi tym, którzy próbują je reanimować. Był i pozostał po utracie władzy siłą destrukcyjną, niezdolną do konstruktywnej współpracy z żadnym innym ugrupowaniem prócz skrajnej prawicy. Stracił prowadzenie w sondażach i traci je w kampanii samorządowej.

„Partia ludu” okazała się partią tłustych kotów, pisze w „GW” publicysta liberalnego magazynu „Liberte!” Piotr Beniuszys. Podoba mi się jego optymizm: jest wielka szansa, że PiS nie odzyska pozycji jako rzekoma partia ludowa. Okazał się bowiem partią swojej elity, dbającej przede wszystkim o apanaże i przywileje dla siebie i akolitów. Na tym tle partie demokratyczne mogą tylko zyskać, o ile nie ulegną pokusie pisowskiej. Na razie nie ulegają i w tym nadzieja.