Ukraina wciąż walczy, choć miała zginąć w kilka dni

To już dwa lata toczy się największy po 1945 r. konflikt zbrojny w Europie. Gigantyczne koszty, dziesiątki tysięcy zabitych po stronie Ukrainy i Rosji. Co najmniej 20 tys. ukraińskich dzieci i młodzieży porwanych celem zruszczenia. Około 16 mln uchodźców i osób zmuszonych do porzucenia swoich miejsc zamieszkania i przeniesienia się do innych w obrębie ukraińskiego państwa.

Wszystko w wyniku agresji Rosji pod rządami Putina, który uznał wbrew prawu międzynarodowemu, że Ukraina jest częścią jego dominium i nie chce jej pozwolić pójść własną drogą. Chce ją ujarzmić bez względu na koszty polityczne i materialne. Chce z jej podboju uczynić tytuł do swojej chwały w oczach Rosjan i dowód, że tylko on może rządzić Rosją i jej przewodzić w czasie rywalizacji Ameryki, Chin, Unii Europejskiej i „globalnego południa”.

Putin popełnił strategiczny błąd, uznając Zachód za największego wroga Rosji, twierdzi w rozmowie z portalem Radio Free Europe/Radio Liberty prof. Timothy Snyder. Bo ten wybór oznacza, że de facto Rosja uznaje Chiny za swego patrona. A to osłabi pozycję Rosję, która powinna zamiast tego próbować lawirować między Zachodem i Chinami. Nawet jeśli Rosja pokona Ukrainę – uważa amerykański historyk – będzie robiła czarną robotę w interesie Chin, których celem jest destabilizacja i osłabianie Zachodu. Jeśli Rosja napadnie na jakieś inne państwo, to będzie tym samym odwalała robotę za Chiny i dla Chin. I na tym polega fundamentalny błąd Rosji Putina. Nie powinna była wydawać wojny Ukrainie, nie powinna była uznawać Zachodu za wroga.

Rosja nie powinna była, ale zaatakowała Ukrainę. Wywód historyka prowadzi do wniosku, że jedynym sposobem zakończenia tej brudnej i krwawej wojny jest pomoc Zachodu pozwalająca wygrać Ukrainie. Snyder uważa, że w tym roku ciężar tej pomocy spadnie na Europę, a jeśli Ukraina utrzyma front walki, to w przyszłym roku może odnieść zwycięstwo. A zwycięstwo będzie polegało na tym, że Rosja okaże się niezdolna do kontynuacji działań wojennych w obecnej skali.

No dobrze, ale czy zapał Zachodu nie osłabnie, nim optymistyczny scenariusz Snydera się spełni? Wszyscy widzimy z niepokojem, że Europa nie jest na razie w stanie zrealizować swych militarnych obietnic względem Ukrainy, np. dostarczyć milion sztuk amunicji. Z jeszcze większym niepokojem patrzymy na Stany Zjednoczone, gdzie wybory może znów wygrać Trump, pyszałek i izolacjonista. Cóż, ani profesor, ani my nie mamy tu stuprocentowo pewnej odpowiedzi.

Tak to wygląda z perspektywy geopolitycznych analiz i spekulacji. Dla Ukraińców, konkretnych ludzi, rodzin, żołnierzy ta perspektywa nie jest ostatnim słowem. My śledzimy konflikt z wciąż bezpiecznego oddalenia, dla nich to jest część codziennego życia. To wielka różnica. Po ludzku biorąc, solidarność z walczącą Ukrainą powinna być w Polsce czymś oczywistym. I tak było w pierwszych dniach, tygodniach, miesiącach konfliktu. Wolny świat podziwiał odwagę i determinację Ukraińców, a także masową pomoc Polaków udzielaną spontanicznie, oddolnie i szczodrze ukraińskim uchodźcom.

Pod koniec drugiego roku wojny to wszystko wydaje się odległą historią. Nie tylko u nas. W europejskim sondażu czytamy, że tylko 10 proc. obywateli UE wierzy w zwycięstwo Ukrainy (w Polsce 17 proc.). Część naszych polityków różnych opcji dalej popiera walczącą Ukrainę w oficjalnych wystąpieniach i na niwie dyplomatycznej, ale po raz pierwszy mamy do czynienia z jawną odmową tej polityki w parlamencie i z wykorzystywaniem protestów przygranicznych do zbijania kapitału politycznego. Pierwsze skrzypce gra tu skrajna prawica. Przegrany obóz Kaczyńskiego idzie podobną drogą, zestawiając politykę rządu demokratycznego z nowym stanem wojennym, a gesty empatii ze służalczością w stosunku do ukraińskich nacjonalistów.

W rzeczywistości to polscy nacjonaliści służą nacjonalistom rosyjskim, gdy atakują polski rząd za to, że mimo doraźnych napięć w stosunkach z Ukrainą przekonuje Polaków i Zachód – jak świetny Radosław Sikorski w ONZ – że póki trwa rosyjska agresja, nasze miejsce jest po stronie walczącej Ukrainy: za wolność waszą i naszą. Czas na pragmatyzm w ramach partnerstwa przyjdzie po zwycięstwie Ukrainy. Na razie warto dostrzec, że odwrócenie się Zachodu od Ukrainy byłoby katastrofą. Nam się to zdarzyło po agresji hitlerowskich Niemiec. Dziś jesteśmy w lepszym położeniu jako państwo członkowskie NATO i UE, ale właśnie dlatego mamy szczególny obowiązek wobec Ukrainy.