Jeden sukces, dwa problemy

Szefowa Komisji Europejskiej ogłosiła w Warszawie w obecności premiera Tuska, że w przyszłym tygodniu zostaną co do zasady odblokowane fundusze dla Polski. To doskonała wiadomość: po dwu latach zwłoki spowodowanej polityką PiS rusza koło zamachowe dalszego rozwoju Polski. Mimo zwłoki zdążymy przyjąć i wykorzystać przyznane nam fundusze w wysokości 137 mld euro. Zawdzięczamy to demokratycznej zmianie, którą przyniosły październikowe wybory.

Nowy rząd rozwinął w Brukseli akcję polityczną, której najważniejszym elementem jest plan naprawy praworządności opracowany pod kierunkiem nowego ministra sprawiedliwości Adama Bodnara. Bez tego planu fundusze byłyby dalej zamrożone, a z każdym miesiącem zwłoki ich wysokość by malała. Jak można było przewidzieć, pisowska totalna opozycja zamiast nowemu rządowi pogratulować, bo przecież chodzi o Polskę, która ponoć jest dla nich najważniejsza, od razu przystąpił do ataku. I też jak zwykle absurdalnego, że powodem zamrożenia była niechęć do PiS, który się Brukseli nie kłaniał. Tusk się pokłonił, więc fundusze ruszają.

Nie, fundusze ruszają nie dlatego, że Tusk jest „swój”, tylko dlatego, że Bodnar przedstawił przekonujący program odbudowy praworządności. Obóz Kaczyńskiego praworządność rozwibrował w stylu Zybertowicza, a wszelką krytykę ze strony UE odrzucał jako rzekomą ingerencję w suwerenność narodową. Spowodował impas bardziej niepokojący Brukselę niż polityka Orbána, bo Polska ma większy potencjał niż Węgry. Nie ma nic zresztą niczego niestosownego w tym, że Bruksela premiuje prounijne rządy państw członkowskich i idzie im na rękę w ważnych dla nich sprawach. Dlaczego miałaby przymykać oko na antyunijną politykę Kaczyńskiego czy Orbána? I tak znosiła ją ze stoickim spokojem.

W dniu przełomu w sprawie „wielkiej kasy” rząd Tuska ma jednak problemy na scenie krajowej. Trwa protest rolników. Minister rolnictwa dystansuje się od decyzji o uznaniu granicy, części przejść i szlaków kolejowych za „infrastrukturę krytyczną”, której blokować nie wolno. Drugi problem pojawił się w związku z zapowiedzią koalicyjnej Trzeciej Drogi, że zgłasza projekt „ratunkowy” polegający na powrocie do tzw. kompromisu aborcyjnego i rozpisania referendum na temat legalizacji aborcji do 12. tygodnia ciąży.

Natychmiast zareagowała parlamentarna i też koalicyjna Lewica – negatywnie. Podtrzymała swój postulat, aby właśnie zalegalizować aborcję do 12. tygodnia na żądanie kobiety. Przywołała dane sondażowe, potwierdzające gotowość społeczeństwa do takiej regulacji, odrzuciła jako unik argument, że prezydent i tak zawetuje takie rozwiązanie, zapowiedziała, że będzie głosowała przeciwko referendum, i wezwała kobiety do poparcia Lewicy w wyborach samorządowych właśnie dlatego, że sprawa legalnej i bezpiecznej aborcji nie może być odkładana na później. Polityczki Lewicy wypadły moim zdaniem przekonująco.

Tusk ma więc na koncie i wielki sukces, i dwa wyzwania: pierwsze wyraźne tarcia w koalicji rządowej. Aby kontynuować sprzątanie po Kaczyńskim, musi te tarcia złagodzić. W sprawie protestów będzie to łatwiejsze niż w sprawie aborcji, bo te pierwsze to kwestia czysto polityczna, ale aborcja to też kwestia z gatunku światopoglądowych, a te są u nas zwykle gorętsze. Pomocna w sensie wypracowania koalicyjnego konsensu może być ustawa przygotowana przez Koalicję Obywatelską. Wiele zależy od marszałka Hołowni, który nadzoruje plan pracy Sejmu. Koalicja demokratyczna powinna się dogadać, które projekty ustaw najpierw procedować. Na pierwszy ogień powinny chyba pójść projekty Lewicy jako najdalej idące w słusznym kierunku.