Traktory z flagą narodową

Protesty rolników uderzają w Unię Europejską i w rząd Donalda Tuska. Są poważnym wyzwaniem, bo dotyczą starej i nowej Unii, od Francji po Polskę. W Czechach nabrały wymowy prorosyjskiej, u nas na razie antyukraińskiej. Od strony ekonomicznej budzą zrozumienie, od strony politycznej – niepokój, bo są czynnikiem destabilizacji, na rękę antyunijnej propagandzie Kremla.

Walcząca z agresją Ukraina potrzebuje drożnych kanałów eksportu swojej produkcji, bo potrzebuje pieniędzy na dalszą obronę i funkcjonowanie społeczeństwa i państwa, które Rosja chce ujarzmić. Zamknięcie Unii przed importem z Ukrainy zablokuje szlaki komunikacyjne łączące Ukrainę z Unią, a za jej pośrednictwem ze światem. Unia uchyla się przed embargiem na handel z Ukrainą, bo ją wspiera politycznie i materialnie w obronie przed Rosją.

Rolnicy na pierwszym miejscu stawiają jednak swoje interesy, którym w ich ocenie zagraża napływ tańszych produktów rolnych z Ukrainy. Argumentują, że na dodatek rolnictwo ukraińskie nie musi przestrzegać tak wyśrubowanych standardów produkcji jak oni. Władze unijne i niektórzy eksperci replikują, że nie ma realnego zagrożenia. Przeciwnie, wymiana handlowa służy obu stronom. Co więcej, jest dowodem solidarności ze słuszną sprawą Ukrainy, przyszłym państwem członkowskim UE. A co gorsza, protesty rolników zaczynają być wykorzystywane przez siły antyunijne wewnątrz i na zewnątrz Unii.

Rolnicy uderzają z tych samych ekonomicznych powodów w unijną politykę dotyczącą transformacji energetycznej. Zielony Ład w ich ocenie tak samo jest dla nich nie do przyjęcia jak otwarcie granic UE dla Ukrainy. Podkreślają, że do ich protestów przyłączają się górnicy, leśnicy, transportowcy, pszczelarze i myśliwi, bo też czują się zagrożeni przez „zieloną” politykę unijną. Zagrożeni powinni się też poczuć według protestujących konsumenci, którzy zjadają ukraińskie produkty wyrabiane w nie wiadomo jakich warunkach. Cóż, na razie dowiedzieliśmy się z mediów, że śmiertelnie zatruł się pewien mężczyzna, który kupił i spożył galaretkę mięsną polskiej, domowej produkcji.

Blokady dróg i granic pokazują telewizje informacyjne. To siłą rzeczy potęguje napięcie. Do kamer wypowiadają się głównie protestujący, rzadziej obywatele, którym protesty utrudniają życie. A politycy, jak to politycy, czekają na rozwój wydarzeń. No to protestujący narzekają, że nie chcą z nimi rozmawiać na poważnie.

Tylko że nie ma czasu na czekanie, rząd musi mieć odpowiedź i działać. Tusk mówi, że wojna nie może być powodem drastycznych strat polskiego rolnictwa, i zapowiada interwencję w Brukseli. W piątek ma przybyć do Polski szefowa Komisji Europejskiej, która z ramienia Europejskiej Partii Ludowej – do tej frakcji w Parlamencie Europejskim należy PO – wystartuje w wyborach europejskich. Potrzebuje więc wsparcia i może Tusk go jej udzieli w Warszawie. Oboje jednak powinni przy tej okazji powiedzieć, co zamierzają w sprawie „agrostrajku”. Na komisarza Wojciechowskiego chyba nie ma co już liczyć. Politycznie biorąc, jednym z rozwiązań, choć doraźnych, ale wyrazistych, byłoby zawieszenie Zielonego Ładu do czasu, gdy zakończy się wojna w Ukrainie.