Szkółka parafialna

Katecheza powinna wrócić do parafii. Tam jej będzie lepiej niż w szkołach publicznych, gdzie coraz więcej uczniów się z niej wypisuje. Ale to proste rozwiązanie blokują decyzje prawne podjęte w pierwszych latach ustrojowej transformacji. Intencje były demokratyczne – równe prawa obywateli – ale skutki dewastujące dla państwa i katolicyzmu. Kościół kwestię katechezy upolitycznił we współpracy z prawicą pisowską.

Sam chodziłem do szkółki parafialnej w latach 60. i nic złego mi się nie stało. Okna w salce, gdzie ksiądz kamilianin opowiadał nam historie biblijne, miały wstawione kolorowe witraże, w które można się było wpatrywać, słuchając tych opowieści. Dużo z nich nie zapamiętałem, ale były to dla mnie chwile magiczne: poczucie obcowania z tajemnicą. I na dodatek bez przymusu, tylko z wolnego wyboru. I to jest właściwa droga w społeczeństwie, w którym dokonuje się oddolna laicyzacja.

Po latach, już na studiach, fascynacja światem religii, nie tylko chrześcijańskiej, mnie nie opuściła. W wieku dojrzałym przeżyłem jego odczarowanie, ale nadal uważam, że pewna porcja solidnej wiedzy o tym świecie powinna być częścią wykształcenia humanistycznego, bo religie są elementem kultury. A wiedza o nich pomaga zrozumieć niektóre dobre i złe zachowania poszczególnych ludzi i społeczności.

Zrozumieć nie znaczy hurtem zaakceptować. Jednak wciąż uważam, będąc już nie tylko ojcem, ale i dziadkiem, że analfabetyzm religijny utrudnia korzystanie z bogactwa kultury, bo przecież mity i opowieści religijne są jej wytworami i same ją współtworzą.

Ale nie ma co marzyć o powrocie katechezy do parafii ani o nadaniu lekcjom religii pewnych cech wiedzy o religiach. Gdyby tak było, można by bronić wystawiania ocen z religii na świadectwach szkolnych. Ale tak nie jest. U nas lekcje religii to przede wszystkim katecheza: przekazywanie oficjalnej doktryny rzymskokatolickiej i nic więcej. Zdarza się, że katecheta czy katechetka poprzestają na tym przekazie, ale często go interpretują tak tradycjonalistycznie, że młodzież nie ma szans na szczerą rozmowę o miejscu religii w swoim życiu.

Moje dzieci przez pewien czas chodziły do londyńskiej wieloetnicznej szkoły publicznej. Gdy zbliżały się ważne święta tej czy innej religii, dzieci z rodzin je obchodzących tłumaczyły na apelu reszcie uczniów, o co w nich chodzi. Muzułmańskie o islamskich, chrześcijańskie o chrześcijańskich, żydowskie o żydowskich, azjatyckie o azjatyckich. Polska współczesna jest społeczeństwem wielokulturowym, choć wciąż dominuje w nim wiara katolicka. Jednak taka forma lekcji religii jest już i u nas potrzebna i pożądana społecznie. Przyszłość w edukacji należy nie do katechezy, tylko do wiedzy o religiach.

Katecheza zostanie mimo to w szkołach publicznych, choćby dlatego, że Kościołowi rzymskokatolickiemu gwarantuje to konkordat, a innym konfesjom oddzielne ustawy. Konkordat nie ustala jednak ani ile lekcji katechezy ma być w szkole, ani kwestii ocen na świadectwach, czy tego, kiedy mają się odbywać. Te sprawy regulują akty prawne niższego rzędu, więc w tych ramach możliwe są korekty. O konkretnych rozwiązaniach powinny decydować szkolne władze we współpracy z rodzicami i uczniami.

Stało się źle, że edukacja pod rządami PiS uległa ideologizacji narodowo-katolickiej. Ostatecznie źródłem problemu jest nieprzestrzeganie konstytucyjnej zasady wzajemnej autonomii państwa i religii. Edukacja, w tym katecheza, stała się wskutek tego kwestią polityczną.

Także w koalicji demokratycznej. Tu jednak wyższym dobrem jest jej utrzymanie niż forsowanie jak najszybsze takiej czy innej decyzji, jeśli nie ma na razie konsensu. Powrót do dyskusji będzie możliwy po wygraniu wyborów prezydenckich przez kandydata obozu demokratycznego. To polityka realna.

W większości państw Unii Europejskiej są lekcje religii, ale służą edukacji religijnej, a nie umacnianiu wpływów tej czy innej konfesji. Obywatele państw demokratycznych mają prawo do religii, ale też do rezygnacji z religii we własnym życiu.

Państwo powinno respektować wolność do i od religii, czyli być neutralne w sprawach światopoglądowych, o ile nie prowadzą do zagrożenia wolności innych obywateli i łamania sprawiedliwego prawa. Takim zagrożeniem może być ekstremizm religijny i religijne sekciarstwo. Wiedza o religiach może pomóc w ochronie młodzieży przed takimi wynaturzeniami.