Czas, start!

Rusza oficjalna kampania wyborcza do samorządów. Koalicja rządząca pójdzie do wyborów z osobnymi listami, ale wspólnym celem: wygranej we wszystkich sejmikach wojewódzkich. I ma na to szansę. W trzech lutowych sondażach różnych firm badawczych prowadzi Koalicja Obywatelska. Pierwsze zloty partyjne przed wyborami potwierdzają, że w KO, Trzeciej Drodze/PSL i Lewicy jest energia i wola walki.

Na tym tle PiS wypada niemrawo. Wezwania Kaczyńskiego do jedności jego obozu potwierdzają zaś, że ma problem z utrzymaniem partii w ryzach. Pomylił nawet imię kandydata na prezydenta Warszawy. Aparat partyjny zwraca na takie detale uwagę, bo nieuchronnie zmuszają działaczy różnych szczebli do pytania, czy Kaczyński jest jeszcze w stanie sprawnie i skutecznie kierować partią w trzech kolejnych elekcjach w tym i przyszłym roku. Dla ludzi niepisowskich pytanie jest retoryczne, bo widać, słychać i czuć, że opada z sił, a nadrabia zaostrzeniem kursu.

W Opocznie drwił z zarzutu, że jest dyktatorem, bo przecież gdyby w Polsce pod rządami PiS panowała dyktatura, to liderzy opozycji podzieliliby los Nawalnego. Tusk na swoim wiecu promującym kandydaturę Trzaskowskiego na prezydenta stolicy ripostował jednym zdaniem: no patrzcie, jacy łaskawcy – mogli zabić, a nie zabili. Hm, jednego zabili – prezydenta Adamowicza.

Taki jest poziom kampanii pisowskiej i to się nie zmieni, póki Kaczyński, momentami przypominający z wyglądu starego i chorego papieża Wojtyłę, nie odejdzie na polityczną emeryturę. To elementarz kampanii wyborczych w spolaryzowanym społeczeństwie, by zamiast na przekonywaniu już przekonanego żelaznego elektoratu, skupić się na dotarciu do wyborców jeszcze niezdecydowanych.

Konwencję Trzeciej Drogi/PSL zorganizowano w Kielcach, „swingującym” województwie, które jest jednym z sześciu we władaniu PiS i ma być odbite obozowi Kaczyńskiego wraz z pozostałymi pięcioma na ścianie wschodniej i na południu. Jeśli plan się powiedzie, koalicja rządząca skonsoliduje władzę na szczeblu regionalnym, co oczywiście pomoże jej w rządzeniu. Końcem wieńczącym dzieło depisyzacji będzie wygrana kandydata demokratycznego w wyborach prezydenckich. Na to też wskazują sondaże.

Ponad 30 komitetów wyborczych zarejestrowała Państwowa Komisja Wyborcza. Jak zwykle prócz komitetów partii parlamentarnych figurują w tym spisie twory egzotyczne, na dodatek często o bardzo zbliżonych nazwach, co jest dość prostym chwytem na zdobycie głosów wyborców gorzej się orientujących w polskiej polityce. Potem będą się żalić, że zostali wprowadzeni w błąd. Uwagę zwraca wspólny komitet Konfederacji z Bezpartyjnymi Samorządowcami. Według sondaży ta skrajnie prawicowa i „symetrystyczna” formacja raczej nie zdobędzie więcej niż 9-10 proc. i bardzo dobrze.

Walka o samorządy, jeśli demokraci osiągną swój cel, przekreśli plan PiS, aby państwo jak najgłębiej centralizować, ograniczając ich rolę i dofinansowanie. Odbudowa samorządności była jedną z najważniejszych obietnic koalicji demokratycznej. Słusznie, bo duch czasu jest w państwach demokratycznych taki, aby stawiać na decentralizację wszędzie, gdzie nie zagraża to funkcjonowaniu państwa. Emocje wywołują nie tylko wybory do sejmików, ale też na prezydentów miast, burmistrzów, wójtów, bo są rywalizacją między osobami, podobnie jak wybory prezydenckie, a to zawsze elektryzuje.

W moim Krakowie zmieni się włodarz miasta po 20 latach. PiS na razie nie wskazał oficjalnego pretendenta do zajęcia fotela po prof. Jacku Majchrowskim, co oznacza, że chyba stracił wszelką nadzieję na wygraną w dawnej stolicy Rzeczpospolitej, dziś drugim najludniejszym mieście w Polsce (Łodzi ubyło ok. 200 tys. mieszkańców). Surrealny politycznie szczegół to poparcie liderki lokalnego oddziału partii Razem dla kandydata, którego kampanię wspiera finansowo jego ojciec deweloper. Sam kandydat obiecuje zacząć budowę metra w Krakowie. Majchrowski nie uległ naciskom w tej sprawie. Zapowiada się naprawdę ciekawie.