Nawalny in memoriam

Wiadomość o śmierci Aleksieja Nawalnego w obozie karnym wdarła się do wszystkich serwisów informacyjnych w dniu, kiedy w Monachium zaczęła się konferencja na temat bezpieczeństwa światowego. Dopóki przeciwnicy polityczni będą bezpodstawnie wtrącani do więzień lub będą w nich umierali, świat nie będzie bezpieczny. Nie będzie bezpieczny, póki istnieją reżimy rozprawiające się z krytykami w taki sposób, a wolny świat idzie z takimi reżimami na zgniłe kompromisy.

Ciężkie więzienie lub kary śmierci dla dysydentów to ponura rzeczywistość reżimów autorytarnych i dyktatur, w których głos obywateli się nie liczy lub jest uważany przez władze za groźny dla nich. Nawalny został w putinowskiej Rosji uznany za wroga publicznego numer jeden, bo otwarcie i zdecydowanie przeciwstawiał się dyktaturze Putina i demaskował jej prawdziwe oblicze.

Był miękkim nacjonalistą, ale na swej drodze politycznej przeszedł ewolucję demokratyczną, stając się znakiem nadziei, że Rosja nie musi być putinowska, aby istnieć i funkcjonować w dzisiejszym świecie. I za to zmarł lub został zgładzony, że pokazywał alternatywę względem putinizmu. Ale Putin na śmierci Nawalnego nic nie zyska, tylko dodatkowo straci w oczach wolnego świata i rosyjskich demokratów w kraju i na emigracji.

Po śmierci stanie się symbolem i inspiracją. Już dziś zachodni liderzy oddają cześć jego pamięci, można się spodziewać, że także rosyjscy demokraci na różne sposoby, może nawet na ulicach rosyjskiej stolicy i innych miast, zamanifestują swój podziw dla Nawalnego za to, że był ich głosem do końca życia i nawet gułag nie musił go do milczenia.

Być może zdecydował się po próbie otrucia go przez agentów Kremla na powrót do Rosji, by pokazać obywatelom Rosji, że się Putina nie boi, i dać im przykład obywatelskiego nieposłuszeństwa. Wiedział, że czekają go represje, a jednak uznał, że tak trzeba. Siłą bezsilnych jest świadectwo własnego życia.