Rada jawna i niejawna

Nie było obelg na wizji. To już coś, gdy Kaczyński nie przestaje szczuć na Tuska i Niemcy na swoich wiecach. Na tym tle jawna część Rady Gabinetowej wypadła lepiej, niż można się było spodziewać.

Co było dalej, nie wiemy. Część niejawna – na życzenie prezydenta – pozostaje dla opinii publicznej wielką niewiadomą. Miejmy nadzieję, że i w tej drugiej części dominował ton merytoryczny: fakty, liczby, argumenty. Jednak nawet ta krótka część jawna dostarczyła nam pewnej wiedzy.

Prezydent Duda wystąpił w roli zatroskanego o przyszłość pisowskich „inwestycji strategicznych”, premier Tusk przyniósł mu w prezencie niepokojące informacje o faktycznym stanie tych projektów, choć nie zajął wyraźnego stanowiska w sprawie ich kontynuacji. Ta sprawa pozostaje więc otwarta.

Tusk od razu wrzucił temat Pegasusa: nie ma żadnych wątpliwości, że program szpiegowski był bezprawnie kupiony z tzw. Funduszu Sprawiedliwości, wykorzystywano go legalnie i nielegalnie, a lista ofiar wykorzystywania nielegalnego jest długa. Reakcja Dudy była słaba.

Bardziej energicznie bronił projektu CPK, ale znów słabo zareagował na informację Tuska o zastrzeżeniach służb specjalnych dotyczących udziału jednej z orlenowskich spółek w projekcie nuklearnym, który mimo to zaakceptowała jedna z minister dwutygodniowego rządu Morawieckiego. Informacje przedstawione przez Tuska to złe wiadomości dla Pałacu. Powinny popsuć dobry humor ekipie Dudy i jemu samemu. Wynika z nich, że prezydent nie o wszystkim, co dotyczy ważnych spraw państwa, był rzetelnie informowany.

Co z tym zrobią prezydent i jego ludzie, zależy od tego, czy naprawdę serio traktują swoje obowiązki, czy też ostatni rok prezydentury Dudy poświęcą zabezpieczaniu swoich interesów politycznych i osobistych. Jawna część rady nie dała w moim odczuciu jasnej odpowiedzi na to pytanie. Dwa momenty sygnalizują, że mimo tonu merytorycznego prezydent nie widzi powagi sytuacji politycznej, o jakiej mówił na wstępie Donald Tusk.

Pierwszy to niechęć Dudy do poważnego potraktowania pogróżki Trumpa, że pozwoli Rosji robić, co chce z państwami NATO, które płacą za mało na swoje bezpieczeństwo, a oczekują wsparcia amerykańskiego na wypadek agresji. Ta pogróżka oznacza, że Trump ignoruje „muszkieterski” fundament Sojuszu: jeśli państwo członkowskie zostanie zaatakowane, NATO musi go bronić, choćby wydawało za mało. Inaczej Sojusz okazałby się papierowym tygrysem.

Duda myśli jak Trump: liczą się tylko nasze interesy i umowy dwustronne, porozumienia i instytucje wielonarodowe to „gorszy sort” w realnej polityce. Inaczej mówiąc, po pierwsze – nacjonalizm. Trump i Duda nie rozumieją polityki innej niż transakcyjna. Tusk w przeciwieństwie do Dudy rozumie, że instytucje wielonarodowe, takie jak NATO czy UE, są kotwicami demokratycznej wspólnoty Zachodu, a ich osłabienie, sparaliżowanie czy zniszczenie są celem wrogów Zachodu. W tym punkcie prezydent Duda nie tylko nie zachwycił, ale niepokojąco rozczarował.

Drugim rozczarowującym momentem było wrzucenie przez Dudę wątku byłych posłów Kamińskiego i Wójcika. Przecież lada moment wróci kwestia ich roli w sprawie Pegasusa, graniczącej ze zdradą stanu z uwagi na fakt, że zasoby danych kontroluje firma zagraniczna. Prezydent też na tym polu sprawia wrażenie niezdającego sobie sprawy z powagi sytuacji.

Tusk w części jawnej wypadł tak, jak powinien wypaść prezydent, prezydent wypadł jak zwykle. Obelg nie było, ale gospodarz pozwolił organizatorom na złośliwości: przed Tuskiem nie postawiono, jak przed Dudą, filiżanki ani talerzyka z ciasteczkami, nawet szklanki wody, posadzono go za to na zbiegu dwu stołów, co nie jest komfortowe. A prezydent kazał na siebie czekać całemu rządowi RP długie minuty. Jaki dwór, takie maniery.