Musk w Auschwitz

Żeby udowodnić, że nie jest antysemitą, odwiedził Auschwitz z najmłodszym synem na barkach mimo ostrzeżenia dyrekcji muzeum, że dla chłopca to może być przeżycie trudne do ogarnięcia. Zdjęcie Muska z synkiem w bramie obozu zamieściły media na całym świecie. I chyba o to przede wszystkim Muskowi chodziło.

Prywatną, ale z fotoreporterami, wizytą w obozie śmierci odkupił grzech infantylnej ignorancji. Sam mówił, że w jego „bańce” nie rozmawia się o antysemityzmie, więc w tym sensie temat dla niego nie istniał. Plótł też, że jest Żydem z aspiracji, podkreślał, że większość jego przyjaciół to Żydzi, ostatecznie przeprosił za kompromitujący go pozytywny komentarz do wpisu jakiegoś bęcwała na Muskowym Twitterze, że największymi rasistami są Żydzi.

Jeden durny wpis zagroził biznesom Muska, więc trzeba było rozkręcić wielką operację ratującą jego wizerunek. Jeszcze jesienią zeszłego roku odwiedził Izrael, teraz, w światowym dniu pamięci o ofiarach Holokaustu, wraz z latoroślą – dzieci zawsze ocieplają wizerunek – stawił się z wieńcem pod ścianą śmierci w Auschwitz i w Birkenau, gdzie masowo Niemcy mordowali Żydów z całej Europy.

Wygląda to tak, jakby wizytę w muzeum Auschwitz sztab Muska wykorzystał jako dowód, że miliarder nie jest antysemitą. Na miejscu dyrekcji zastanowiłbym się, czy to jednak nie było nadużycie powagi miejsca. Masz kłopot, zarzucili ci antysemityzm? To jedź do Auschwitz, złóż kwiaty, zrób sobie zdjęcie pod napisem, że praca wyzwala. I po sprawie: jesteś czysty.

Bo przecież antysemita nie pojedzie do Auschwitz z wieńcem żałobnym. Bo w ogóle nie wierzy, że był Holokaust. Wierzy, że to wymysł propagandy żydowskiej i izraelskiej. Że Auschwitz i krematoria zbudowano po wojnie albo że Hitler nie wiedział o planie „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. W to wierzą antysemici wszystkich krajów. Brak spójności w antysemickich narracjach ich nie zawstydza. Raz według nich Holokaustu nie było, raz był, ale nie taki wielki, raz Hitler był dla nich geniuszem od „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”, raz nic nie wiedział o zagładzie Żydów europejskich.

Raz Żydzi są według antysemitów panami świata, raz mordercami Chrystusa, za co muszą ponosić zbiorową odpowiedzialność wiek za wiekiem, raz są tchórzami niezdolnymi walczyć o własne przeżycie, raz ludobójcami naśladującymi nazistów w walce z Palestyńczykami. Antysemickie narracje nie są spójne i być nie mogą, gdyż nie polegają na prawdzie, ale właśnie na nienawiści do narodu żydowskiego jako całości, za sam fakt, że Żydzi istnieją, choć mieli zniknąć z powierzchni ziemi.

Kościół i nowożytne państwa nacjonalistyczne wychowywały ludzi w nieufności do współobywateli żydowskiego pochodzenia. To zawsze wygodne mieć pod ręką kogoś, kogo można oskarżyć o zdradę i skoncentrować na nim niechęć społeczeństwa, odwracając uwagę od prawdziwych problemów, z którymi władza nie daje sobie rady.

My w Polsce byliśmy naocznymi świadkami, jak wygląda zorganizowany antysemityzm przed wojną i po marcu 1968 r. Podczas ostatniej wojny Polska była miejscem eksterminacji Żydów: 3 mln obywateli RP i 3 mln obywateli innych państw europejskich. Ponieważ byliśmy jako naród świadkami tej niewyobrażalnej tragedii, mamy wobec jej ofiar szczególne obowiązki.

Byliśmy świadkami w większości niezdolnymi do pomocy, a w mniejszości współsprawcami ludobójstwa. Nie możemy opowiadać, że nie było antysemityzmu ani Zagłady. Możemy i powinniśmy uczyć siebie i innych, jak nie być obojętnym wobec prawdy historycznej i ludzkiego cierpienia. Szkoda, że Musk nie spotkał się z Marianem Turskim podczas zapewne swojej jedynej wizyty w Polsce.

Tego tematu nie da się opanować w kilka dni, a może nawet przez całe życie, ale rozmowa z kimś, kto z własnego doświadczenia wie, co to jest antysemityzm, zajęłaby Muskowi niewiele czasu, a mogłaby dać mu naprawdę dużo do przemyślenia. Multimiliarder też ma obowiązki wobec ludzkości i środki do ich wypełniania. Niech dorośnie i weźmie przykład z Sorosa.