Kto się cieszy z blokady na granicy z Ukrainą?

Z klinczu cieszą się Rosja i Białoruś, a martwią się nim w Brukseli, mniej w pisowskiej Warszawie. Rosji zależy na popsuciu relacji polsko-ukraińskich. W obozie Kaczyńskiego cała energia idzie na obstrukcję wycelowaną w nową większość, granica ich nie interesuje. A przecież blokada uderza w interesy gospodarcze nie tylko Ukrainy, ale i Polski.

Ciekawie mówi o tym Zbigniew Parafianowicz w rozmowie z redakcją Biełsatu. Zajmuje się Ukrainą od wielu lat. Nie patrzy w nacjonalistycznych kategoriach „ukrainizacji”, wytyka błędy i stronie polskiej, i ukraińskiej, a także UE i Zachodowi. Ale w sprawie blokady jest radykalny: czemu policja nie interweniuje?

No właśnie, trudno pojąć brak reakcji policji państwowej (czyli ustawowo apolitycznej, bezpartyjnej) na trwającą od tygodni blokadę granicy RP z Ukrainą. Czemu rząd umywa ręce w tak poważnej sprawie? Przecież wiele innych protestów policja rozganiała bezzwłocznie. Wygląda na to, że ta blokada jej nie przeszkadza. To bardzo niepokojące.

Tym bardziej że pojawiły się opowieści, jak uczestnicy blokady nią zarządzają. Przepuszczając dostawy dla wojska, sprawdza ponoć ich zawartość. Jeśli to prawda, mamy do czynienia z zagrożeniem bezpieczeństwa państwa, bo przecież te wrażliwe informacje mogą trafić do specsłużb Rosji i Białorusi.

Sprawa blokady za kilka dni, po zaprzysiężeniu rządu Tuska, będzie kolejnym kukułczym jajem podrzuconym przez rząd Morawieckiego. Parafianowicz wiąże z nim pewne nadzieje w tej gorącej sprawie. Tusk może obniżyć napięcie, bo nie jest ani antyniemiecki, ani ukraiński, a Kijów w obecnej sytuacji widzi niestety sojusznika bardziej w Berlinie niż w Warszawie. Na razie tylko skrajna prawica konfederacka wybrała się na granicę na znak solidarności z protestującymi. To jeden więcej powód, by nowy rząd zabrał się energicznie do rozwiązania problemu, przede wszystkim na płaszczyźnie międzynarodowej: w dialogu z Kijowem i Brukselą, a także z samymi zainteresowanymi przewoźnikami z obu krajów.