IPN rehabilituje akcję „Wisła”

Pion prokuratorski Instytutu Pamięci Narodowej ogłosił, że umarza śledztwo historyczne dotyczące akcji „Wisła”. Uzasadnienie decyzji to kompromitacja. Opisuje tę powojenną – szeroko zakrojoną i brutalnie przeprowadzoną – operację wojskowo-milicyjno-ubecką przeciwko mniejszości ukraińskiej na terytorium kontrolowanego przez Sowiety państwa polskiego językiem ówczesnej komunistycznej propagandy.

Fałsze i przekłamania w długim komunikacie rozłożyła znakomicie na części pierwsze Iza Chruślińska w dodatku historycznym „GW”.

Uzasadnienie decyzji IPN oprotestowała w liście do nowych marszałków Sejmu i Senatu grupa historyków, osobistości życia publicznego, ludzi kultury. Zwraca uwagę, że umorzenie ogłoszono akurat 28 listopada, czyli w okresie kryzysu wywołanego zablokowaniem przejść granicznych przez grupę kierowców tirów i rolników. Z pewnością zostanie to zauważone w Kijowie i tylko zwiększy napięcie. Relacje polsko-ukraińskie pod rządami obozu Kaczyńskiego przeszły z fazy współpracy w fazę nieprzyjaznego ochłodzenia mimo pojednawczych, ale tylko retorycznych gestów prezydenta Dudy.

Obecną sytuacją cieszą się w Polsce nacjonaliści różnych odcieni, których łączy wrogie nastawienie do Ukrainy. Cieszy się antyukraińska propaganda moskiewska. Widzimy, i świat widzi, że w Polsce tak jak w Rosji wciąż można grać na ukrainofobii, mobilizując część społeczeństwa do poparcia polityki antyukraińskiej. U nas dzieje się to nawet w momencie, gdy Ukraina toczy wojnę z rosyjskim agresorem w obronie swej niepodległej państwowości.

Moskiewska i pisowska polityka historyczna splatają się z bieżącą polityką państwową z różnych powodów, ale z podobnie negatywnym skutkiem. Powód jest właśnie nacjonalistyczny – w Rosji „wielkoruski”, w Polsce pisowskiej to wynik kalkulacji politycznej w obozie, który utracił większość w parlamencie i szuka szerszej bazy do kontestowania rządu demokratycznego.

Premier Morawiecki najpierw zamroził dostawy broni dla Ukrainy, później, wbrew UE, przedłużył embargo na ukraińskie produkty rolnicze, a teraz umywa ręce w sprawie blokady transportu do i z Ukrainy. Alienuje to rząd pisowski w Brukseli, Waszyngtonie i Kijowie, a w polityce krajowej przesuwa PiS ku skrajnej prawicy. Wątpliwa to jednak korzyść pozyskać poparcie sił antyukraińskich za cenę niszczenia procesu współpracy i pojednania w relacjach polsko-ukraińskich oraz umacniania negatywnego wizerunku obozu Kaczyńskiego jako sojusznika niechętnych Ukrainie Orbána i Ficy.

Akcję „Wisła” potępił już w 1990 r. Senat RP, więc sygnatariusze listu otwartego słusznie zwracają na to uwagę obecnej izbie wyższej. Mamy nadzieję, że Kidawa-Błońska i Hołownia zareagują. Antyukraińskie wyskoki w internecie – choć też szkodliwe – to jedno, co innego taki ruch instytucji finansowanej z budżetu RP. Państwo to dziś prezydent, parlament i rząd i wszelkie ich służby i agendy opłacane z naszych podatków.

Nie liczę na reakcję rządu dwutygodniowego, ale od prezydenta i marszałków oczekuję komentarza, bo sprawa jest poważna: zniekształca prawdę historyczną i pociąga reperkusje międzynarodowe. Akcja „Wisła” pod żadnym względem nie zasługuje na propagandowe upiększanie. Była zbrodnią komunistyczną, a we współczesnej terminologii czystką etniczną. Jak to możliwe, że prokuratorzy w IPN tego nie dostrzegli w swych dochodzeniach, gdy dostrzegli to wybitni historycy badający od lat historię PRL? Oczekuję wyjaśnień kierownictwa IPN i jego Kolegium.

Czekam też na głos samych Ukraińców w Polsce na ten temat. Są przecież obywatelami RP i z pewnością zapoznali się z dokumentem. Mają w rodzinach ofiary tej akcji, znają rodzinne relacje o jej przebiegu i skutkach. Masowe przesiedlanie ludzi niepytanych o zdanie, prowadzone pod lufami automatów, wyrzucające ich z małej ojczyzny, w której mieszkali od pokoleń, nie mieści się dziś w ramach prawa międzynarodowego i państw demokratycznych. Zaraz po wojnie takich standardów i klimatu potępienia dla takich zbrodni nie było. Ale tym argumentem nie mogą się zasłaniać autorzy umorzenia, bo o nim doskonale wiedzą i wydali decyzję ponad 70 lat później, w konkretnej sytuacji politycznej w kraju i w Ukrainie. Czyje w tym dobro, czyj interes? Bo przecież nie prawdy, która „leży tam, gdzie leży”.

Akcja „Wisła” była aktem masowej przemocy polskiego państwa komunistycznego przeciwko części jego obywateli. Miała rozwiązać „kwestię ukraińską” drogą czystki etnicznej na Ukraińcach, których uznano za zbiorowo odpowiedzialnych za politykę i działania nacjonalistów ukraińskich. Podjęta po latach, w obecnych realiach, próba legitymizacji takiej metody rządzenia jest aktem politycznym sprzecznym z obecną polską racją stanu.

Rzetelne studia nad historią, szczególnie nad wojnami i konfliktami, to teren bardzo trudny i grząski, szczególnie gdy dotyczą naszych wojen i zbrodni. Tym większy podziw budzą historycy, którzy mimo to studia takie prowadzą i publikują wyniki swych badań, czyli poddają je krytyce naukowej i publicznej. I o to chodzi. Polityka historyczna takim studiom zwykle nie pomaga, a nawet zagraża. Jest bowiem narzędziem polityków, którzy chcą swoją wersję naszej historii narzucić jako obowiązującą, a inne zmarginalizować lub wręcz wykluczyć, gdy ich wersji zaprzeczają.