Znieczulica w Andrychowie

Marian Turski powtarza: nie bądź obojętny. Ma na myśli obojętność wobec sygnałów, że rodzi się totalizm. Tragedia w Andrychowie to wstrząsający przykład innej formy obojętności. Nie tej dotyczącej sfery politycznej, lecz tej, która dotyczy relacji społecznych. Od dawna nazywamy ją znieczulicą. To sygnał atomizacji społecznej. Zdrowe społeczeństwo nie jest obojętne, gdy komuś dzieje się krzywda lub gdy ktoś potrzebuje pomocy.

14-letnia Natalia zamarzała na widoku publicznym. Nikt nie zadzwonił po straż miejską lub policję. Nikt nie pochylił się nad dziewczynką, nie zapytał, co się dzieje. Znalazł ją członek rodziny, który ruszył na poszukiwanie, kiedy dowiedział się od jej ojca, że zatelefonowała do niego, by ją ratował, bo nie wie, gdzie jest i źle się czuje.

Pan Rafał znalazł ją leżącą 500 m od komendy policji. Trzymała dłoń na telefonie komórkowym. Zmarła z wyziębienia w miejscowym szpitalu. To nie działo się na Syberii, tylko w środku miasta, obok supermarketu, wśród ludzi. Mijali ją, może popatrzyli przez chwilę i szli dalej. Tylko jeden kierowca myślał, żeby się zatrzymać, wysiąść z auta i sprawdzić, co się z nią dzieje. Ale zrezygnował. Teraz mówi, że nie wybaczy sobie do końca życia.

Oczywiście to tylko strzępki informacji. Nie znamy odpowiedzi na podstawowe pytania: co się stało Natalii, czemu ojciec, zamiast ruszyć z pomocą, zadzwonił na policję. A przede wszystkim nie wiemy, czy policja zachowała się, jak powinna. To powinno być wyjaśnione do spodu. Na razie wygląda na to, że nie potraktowała zgłoszenia od ojca poważnie. Oby się nie okazało, że to znieczulica policyjna była przyczyną tragedii. Straszna myśl przychodzi do głowy: czy gdyby policja odebrała telefon, że jakaś dziewczyna być może zasłabła po zażyciu tabletki poronnej, też by natychmiast nie interweniowała?

Ludzie nie reagują z różnych powodów. Mają ważne sprawy do załatwienia, boją się, że nie wiadomo, kim jest osoba, której należałoby udzielić pomocy, bo może to ktoś chory albo niebezpieczny, a może narkoman czy jakiś przestępca lub bezdomny. Wielu z nas mogło przeżyć taką sytuację. A jednak wystarczy telefon do służb państwowych, nic więcej, skoro nie mamy czasu lub się boimy albo – bo i tak w życiu bywa – brzydzimy. Ale to też są ludzie. Dziś oni potrzebują pomocy, jutro my jej możemy potrzebować.

Tragedia w Andrychowie nie dotyczy wielkiej polityki, tylko zwykłego codziennego życia. Znieczulica społeczna pomaga jednak politykom autorytarnym. Jeśli ludzie nie pomagają nieznanym sobie osobom w tak oczywistej życiowej potrzebie, jak było w przypadku Natalii, to tym bardziej nie pomogą ofiarom konfliktów politycznych, które złe państwo rozwiązuje siłą.