Za dużo tej kurtuazji

Marszałek Hołownia długo ściskał dłoń prezydenta Dudy przed ich ponadgodzinną rozmową w Pałacu. Za dużo tej kurtuazji wobec prezydenta pisowskiej mniejszości, którego haniebne słowa i czyny nie mogą być zapomniane. Wystarczyło krótkie uściśnięcie ręki, którą Duda przyłożył do destrukcji państwa. A najlepsze byłoby pominięcie formalnych uprzejmości.

Prezydent Duda jest reliktem mijającego już czasu dominacji obozu Kaczyńskiego w polskiej polityce. Jest politycznym złem koniecznym, które trzeba otorbić, minimalizując, jak tylko się da, negatywne skutki kohabitacji marionetkowego Dudy z nowym rządem demokratycznym.

Po wyborach rząd Morawieckiego codziennie łamie demokratyczne normy i demokratyczny obyczaj, jakby wciąż wierzył, że ma za sobą siły wyższe i poparcie większości społeczeństwa. W realu o tym, co Siły Wyższe myślą o obozie Kaczyńskiego, nic nie wiemy, za to wiemy, że poparcia większości społeczeństwa ten obóz nie ma, więc musi oddać władzę. Gdy Duda obejmował prezydenturę, apelował do rządu PO/PSL, żeby ograniczył się do bieżącego administrowania, dziś nie protestuje, gdy rząd Morawieckiego postępuje dokładnie odwrotnie.

Sam Morawiecki nie przestaje łasić się do ugrupowania Hołowni. W piątek wyciągnął z kapelusza królika w surrealnej formie jakiegoś rządu zgody narodowej, nawet ponadpartyjnego, który zakończy wojnę polsko-polską (uwaga: to hasło Hołowni). Awanse PiS do Trzeciej Drogi Hołownia na szczęście publicznie odrzucił podczas briefingu dla mediów po swoim spotkaniu z Dudą. Ale plan pisowski rysuje się wyraźniej: wciąż liczą na przeciągnięcie cząstki większości demokratycznej w zamian za gruszki na wierzbie.

Pinokio jest tak zdeterminowany, że może obiecać powrót do „kompromisu” aborcyjnego i posypanie sobie głowy popiołem w Brukseli. Hołownia nie da się na to nabrać, ale nie może mieć pewności, czy niektórzy posłowie i posłanki debiutujący w Sejmie, którzy ulegli czarowi hasła o odbudowie zgody narodowej z udziałem PiS, będą tak samo lojalni. Niestety, tej zgody już się nie da odbudować, bo Kaczyński zniszczył ją nieodwracalnie, jak Piłsudski zamachem majowym, sanacja klęską wrześniową, stalinowscy komuniści terrorem i prześladowaniem AK czy Jaruzelski stanem wojennym. Jedyne, co możliwe, choć bardzo trudne po pisowskim ośmioleciu, to mozolna odbudowa zaufania obywateli do instytucji i służb państwowych.

Hołownia przekazał po spotkaniu, że Duda zapewnił go o swej lojalności względem konstytucji. Nazwał prezydenta politykiem pragmatycznym. Musi tak mówić, bo jest zakładnikiem swej wyborczej retoryki pojednania. Ale czy wierzy w to, co mówi? Nie powinien, bo jak sam stwierdził na briefingu, wiarygodność PiS, w szczególności samego Morawieckiego, jest żadna. Duda nie jest ani realistą, ani pragmatykiem, jest oportunistą politycznym i narcyzem, żyjącym w świecie fantazji o swej wielkiej przyszłości. Kohabitacja z nim będzie drogą przez mękę. A obóz Kaczyńskiego będzie mu wciąż dostarczał amunicji do strzelania w rząd Tuska.

Bo przecież to o Tuska tu chodzi przede wszystkim. Tyle się natrudzili, by go oczernić i wykluczyć, a pogonił im kota. Tego Kaczyński i jego stara wierna gwardia nie może zdzierżyć, bo są nie tylko pokonani, ale i ośmieszeni przez Rudego. Więc plują dalej pod wiatr zmian.

Za dużo kurtuazji. Już po wyborach z pisowskiej Aurory padły śmiercionośne salwy: niemiecka partia pod przewodem lumpa szykuje anihilację państwa polskiego i niepodległości. Politycy ZjePu, media rządowe i pisowskie bezczelnie stroją się w piórka obrońców konstytucji, demokracji, pluralizmu i prawa. Codziennie karmią tym wielomilionową widownię. Leją krokodyle łzy nad opłakanym stanem koalicji demokratycznej, straszą chaosem i brakiem jej kompetencji do rządzenia.

Można te salwy ignorować, ale to błąd. Tu chodzi o artyleryjskie przygotowanie do serii nadchodzących wyborów, a nie tylko o chronienie własnej skóry i dezawuowanie nowej władzy już na jej starcie. To są działania antypaństwowe, bo przedłużają okres transferu władzy, i antypolskie, bo sieją nieufność obywateli do demokratycznie wybranej przez większość Polek i Polaków koalicji. Nie powinno się zamykać na to oczu dla świętego spokoju.

Miesiąc po wyborach trwa coraz intensywniejsza kampania dyskredytacji nowego obozu władzy, któremu nie daje się jej objąć i sprawować. W normalnym państwie przegrani przyznają, że przegrali, gratulują zwycięzcom i przekazują im władzę bez zbędnej zwłoki. Tego wymaga racja stanu i interes obywateli. Pierwszym testem, czy państwo jest w pełni demokratyczne, jest właśnie to, czy i jak przegrani przekazują władzę tym, którzy mają większość po wyborach i są gotowi powołać rząd. Ten test PiS oblewa dramatycznie.