Antysemityzm nie pomoże sprawie palestyńskiej

Płaczą nie tylko Palestynki w objętej wojną Strefie Gazy. Płaczą też Izraelki, które straciły dzieci i bliskich podczas napaści Hamasu na przygraniczne kibuce, miasteczka, placówki wojskowe. Płaczą matki i dzieci po obu stronach konfliktu. Czemu płaczą? Bo Hamas swą napaścią zmusił Izrael do zbrojnej odpowiedzi.

Przywódcy i napastnicy wysłani przez nich do ataku nie muszą się liczyć z obywatelami Gazy. Nie będzie tam marszów ani protestów przeciwko polityce Hamasu, bo ma on całkowitą kontrolę nad strefą i wszystkimi instytucjami. Także nad resortem zdrowia, którego informacje o liczbie ofiar, w tym dzieci, są trudne do niezależnego zweryfikowania i stanowią część wojny informacyjnej. Uwagę przykuł szpital al-Szifa, w którym lub pod którym Hamas ma centrum dowodzenia i zbrojownię. Zobaczymy, czy to prawda, jak twierdzą zgodnie Amerykanie i wojska izraelskie, które już tam dotarły.

Propagandowo wojnę na razie wygrywa Hamas. W wolnym świecie tylko do końca października odbyło się ponad 3 tys. marszów i protestów propalestyńskich. Demonstracji proizraelskich było znacznie mniej: ponad 500. Około stu miało charakter „neutralny”, czyli za pokojem dla wszystkich. Propalestyńska demonstracja w Londynie zgromadziła 300 tys. osób, marsz przeciwko antysemityzmowi w Paryżu ponad 100 tys. Żydzi w Europie znów czują się zagrożeni, mimo że co roku obchodzimy Dzień Pamięci o Zagładzie i toczy się w niej dialog chrześcijańsko-żydowski.

Wybór momentu napaści na Izrael wydaje się dobrze przemyślany. Izrael jest głęboko podzielony na zwolenników i przeciwników rządów Netanjahu. Trwa wojna w Ukrainie. Masowe poparcie dla Palestyny wywiera nacisk na demokratyczne rządy Zachodu, na czele z administracją Bidena. Propagandzie rosyjskiej służy za dowód, że polityczne elity Zachodu są oderwane od społeczeństw pragnących pokoju w Gazie i w Ukrainie. Co gorsza, konflikt w Gazie przykrywa w mediach światowych konflikt w Ukrainie. I na to liczy Kreml. Tak więc obraz jest dużo bardziej skomplikowany.

W poczuciu odpowiedzialności za państwo protesty prodemokratyczne w Izraelu są zawieszone. Dziś przybrały formę nacisków na gabinet wojenny, aby zrobił wszystko, co możliwe, dla uwolnienia ponad 200 zakładników wziętych przez hamasowców podczas napaści 7 października. W polityce palestyńskiej rywalizują różne ugrupowania, Al Fatah Arafat, Hamas, islamiści. Podobnie jednak jak w Izraelu wewnętrzne konflikty zeszły teraz na dalszy plan, dominuje solidarność narodowa.

Dla władz Autonomii Palestyńskiej skupionej wokół prezydenta Abassa przetrącenie kręgosłupa Hamasowi przez armię izraelską to jednak pożądany scenariusz, który może prowadzić do odzyskania kontroli nad Gazą. Na razie nie ma o tym mowy. Nie ma tu miejsca na opisywanie historii konfliktu arabko-izraelskiego. Racje Arabów i racje Izraela – państwa, w którym działają legalnie partie reprezentujące interesy sporej mniejszości palestyńskiej – są powszechnie znane.

Próby zażegnania konfliktu podejmowano bez ostatecznego powodzenia. Podobnie są powszechnie znane ciężkie błędy popełniane po obu stronach. Napaść Hamasu tylko pogorszyła i tak słabe widoki na trwałe pokojowe rozwiązanie konfliktu. Ma on też oczywiście wymiar międzynarodowy ze znaczącym udziałem Zachodu i antyzachodnich Iranu i Rosji, co czyni go jeszcze trudniejszym do rozwiązania.

Tak jak jest oczywiste, że tylko szczera i realistyczna zgoda na koegzystencję Arabów z Izraelem może popchnąć sprawę w dobrym kierunku, podobnie oczywisty wydaje się warunek, że tylko upadek satrapii irańskiej, rosyjskiej i saudyjskiej może rozwiązać problem w skali regionalnej. Wszystkie te reżimy mają za nic pragnienia i aspiracje własnych obywateli. Traktują ich jak „żywe tarcze”, mięso armatnie, bezwolną masę. Ich cierpienia wykorzystują do propagandy wewnętrznej i zewnętrznej. Podłożem jest nie tylko dążenie do likwidacji państwa Izrael, ale też nienawiść do narodu żydowskiego.

Krytyka Izraela nie musi być wyrazem antysemityzmu, ale często jest nim podszyta. Tak to odbierają obywatele żydowskiego pochodzenia w wielu państwach. Dlatego ważne jest, by ich współobywatele w krajach demokratycznych okazali im wsparcie w tym trudnym momencie. Pokój między Arabami i Izraelem oznacza uznanie prawa Izraela do istnienia i prawa Palestyńczyków do samostanowienia. Samostanowienie oznacza prawo obywateli do swobodnego, demokratycznego wyboru takiej władzy i takiego państwa, jakiego pragnie większość z nich.

Nam w Polsce sprawa tego konfliktu nie powinna być obojętna. Tak samo jak napaści Rosji na Ukrainę. W obu przypadkach są analogie historyczne i moralne. Nam też zależało na prawie do własnego państwa i samostanowienia. U nas też mieliśmy i mamy antysemityzm, niechęć do Ukraińców i do muzułmanów, choć z Żydami, Ukraińcami i Tatarami, muzułmanami w służbie Rzeczpospolitej żyliśmy wspólnie od wielu wieków. Zrobiliśmy sporo, by naprawić z nimi relacje, ale nie wszystko i nie do końca. Każdy postęp napotyka jednak na zaciekły opór. Historia kręci się w kółko, zamiast iść naprzód.