Sufler prezydenta

Prezydent Duda zrobił się decyzyjny, odkąd swoim głównym suflerem mianował pana Mastalerka. To typ spin doktora z ambicjami, asystent odprowadzający celebrytów na scenę i szepczący do ucha ostatnie rady przed występem. Doradził pryncypałowi polityczne korumpowanie PSL w nadziei, że ludowcy prędzej czy później zdradzą Tuska i wbiją mu nóż w plecy w odpowiednim momencie.

„Dyrektorzy od komunikacji” to zwykle inteligentni i cyniczni frustraci i megalomani, którzy chcą robić politykę rękami swych nominalnych szefów. I często im się to udaje, bo szefowie są od nich głupsi i żyją w informacyjnym niedoborze, gdyż dyrektorzy kontrolują dopływ informacji. Nim szef się zorientuje, że jest kukiełką, a za sznurki pociąga główny sufler, ten drugi ma go już w saku.

Mastalerek jest tak czy owak człowiekiem populistycznej prawicy. A jego celem jest niedopuszczenie do powstania nowego niepisowskiego rządu. Ogłosił w TVPiS, że opozycja nie jest gotowa do stworzenia rządu, czyli do przejęcia władzy. Gdyby jednak władzę przejęła, to Duda w ciągu półtora roku, jakie mu pozostało w pałacu prezydenckim, będzie popierał w każdej sprawie ludowców. Końcówka prezydentury Dudy zapowiada się więc jak najgorzej dla obozu demokratycznego: najnowszy przykład to próba przeforsowania zmian w regulaminie Sądu Najwyższego, mająca ochronić jego wadliwie powołanych członków, do czego rękę przyłożył prezydent.

Na żadną kohabitację nie ma co liczyć. Duda to nie Kwaśniewski, który szorstko, ale jednak współpracował z rządem Buzka i kija w szprychy machiny państwowej nie wsadzał, bo rozumiał, że racja stanu jest ważniejsza od personalnych i ideologicznych utarczek.

Ogłaszając decyzję, że powierzy straceńczą misję utworzenia rządu Morawieckiemu, Duda niekoniecznie chciał go „upokorzyć”. Odchodzącego premiera trudno upokorzyć, bo sprawiał i sprawia wrażenie cyborga pozbawionego poczucia wstydu. Decyzja ma upokorzyć Tuska i demokratów i wywołać rozczarowanie w demokratycznym elektoracie.

Cała propaganda pisowska nastawiona jest na dezawuowanie nowej władzy, jej rozbijanie i utrzymywanie w stanie gorączki pisowskiego elektoratu. Liczą na to, że demokraci nie będą w stanie rozminować wszystkich pułapek zastawionych na nich przez system pisowski i dojdzie do przyspieszonych wyborów lub rządu mniejszościowego. W obozie Kaczyńskiego nadzieja umiera ostatnia.