Historia alternatywna

Obóz Kaczyńskiego – partia, nomenklatura, aparat propagandowy, elektorat – żyje w powyborczej urojonej rzeczywistości i czeka na cud, czyli większość sejmową, która wyłoni pisowski rząd na trzecią kadencję. Jej szefem może, ale nie musi być Mateusz Morawiecki. Sam Morawiecki oświadczył publicznie, że może być wicepremierem, a szefem rządu niech byłby Kosiniak-Kamysz. Nie szkodzi, że ludowców podczas kampanii PiS wdeptywał w ziemię. Liczy się polityka realna: za pozostanie u władzy PiS gotów jest połknąć własny język.

Koalicyjne umizgi PiS do PSL pokazują, że ludowców Kaczyński uznaje za najsłabsze ogniwo w obozie demokratów: obrotowe politycznie i sprzedajne. Na razie jednak są to marzenia ściętej głowy, a testem będzie wybór nowego marszałka Wysokiej Izby niższej naszego parlamentu. Ulec jakimkolwiek politycznym zalotom obozu Kaczyńskiego lub uwierzyć w jakiekolwiek pojednawcze deklaracje i obietnice ze strony PiS mogliby tylko politycy w desperacji. Lecz ludowcy, TD Hołowni i Lewica nie mają obecnie żadnych powodów do desperacji, gwałtownych zwrotów politycznych czy jawnej zdrady.

Powyborcza mgła informacyjna nie jest aż tak gęsta, by pisowskie awanse do posłów demokratycznych traktować serio. Chodzi w nich wyłącznie o utrzymanie wrażenia, że na stole wciąż leży wiele scenariuszy. A leży tylko jeden: rząd demokratów z premierem Donaldem Tuskiem na czele. Każdy inny scenariusz – zawieszenie obrad nowego Sejmu przez marszałka seniora, rząd Morawieckiego z udziałem PSL i jakichś zbiegów od Hołowni czy Czarzastego lub bez nich – to zaproszenie do „kryterium ulicznego”, czyli mokry sen sił autorytarnych, nie tylko w Polsce. Polska stojąca nierządem, bezprawiem i korupcją to prosta droga do utraty szans rozwojowych, czego młode pokolenie nie wybaczy.

„Mateusz, już nie dzwoń więcej”, odparował Tusk Morawieckiemu. Deklaracja Morawieckiego, że zawsze był za „kompromisem” aborcyjnym, wywołała powszechną wesołość w social mediach, ale była kolejną przynętą adresowaną do środowisk ludowców i hołowniaków. Rzeczywiście, oba ugrupowania nie chcą „aborcji na życzenie” – co zresztą jest tendencyjną karykaturą prawa kobiet do wyboru – ale zgodziły się roztropnie i odpowiedzialnie, żeby nie dopuścić, aby o nią potknęły się negocjacje dotyczące sformowania rządu demokratów. Taka jest zasada rokowań prowadzonych w dobrej wierze, że sprawy najbardziej kontrowersyjne rozważa się i rozwiązuje na końcu. To krzyżuje pisowskie plany rozbicia koalicji demokratycznej.

Liderzy demokratów wydają się gotowi na współpracę przez całą kadencję. Są świadomi, że PiS będzie prawdziwą totalną opozycją, a ekipa prezydenta Dudy – opozycją miększą, ale też niechętną rządowi demokratycznemu. W tej sytuacji każdy gest odśrodkowy w rządzie i obozie demokratycznym, zagrażający jego sterowności – np. grożenie zerwaniem koalicji z jakiegoś nie najważniejszego powodu – byłby ciosem w rację stanu. Nowy rząd uruchomi nową dynamikę w państwie, społeczeństwie i polityce międzynarodowej na nieco podobnej zasadzie psychospołecznej co rząd Mazowieckiego w 1989 r.

Jaką, zależy od tego, czy demokraci będą w stałym kontakcie z demokratycznym elektoratem. Dlatego ważne będzie spotkanie Tuska we wrocławskim Jagodnie. Czekam na nie tak samo jak na pierwsze posiedzenie nowego Sejmu z demokratyczną większością. To momenty tworzące naszą historię – nie tę pisowską, alternatywną, lecz tę, z której faktycznie możemy być dumni.