Suski. Kwintesencja pisizmu

Prawda w oczy kole. Podczas debaty w Sejmie o łże-referendum poseł Suski zerwał z planszy trzymanej przez posłów Lewicy kartkę wskazującą, od ilu dni Polska pod rządami PiS nie otrzymuje funduszy na KPO. Na tym polega pisizm: atakować tych, którzy pokazują fakty. Bo nie ma prawdy innej niż pisowska. A PiS-owi wolno wszystko, choć popiera go tylko jedna trzecia społeczeństwa.

Pisizm to więcej niż mentalność i styl bycia, to przyzwolenie na przemoc w sferze publicznej. Nieprzypadkowo Kaczyński wzywa do „TĘPIENIA obozu zdrady narodowej”, czyli Tuska i Platformy, bo to przecież pisowska mantra nienawiści. Jak można „tępić” konkurenta politycznego i jego ugrupowanie inaczej niż przemocą?

Ten sam Suski na posiedzeniu komisji sejmowej bronił Kaczyńskiego za jego słowa o „kobietach dających w szyję”: ogłosił, że słowa jego szefa to wyraz „troski” o kobiety. Szydzący z kobiet posłowie PiS niczym nie różnią się od mizoginów i mizoginek w obozie PiS i na skrajnej prawicy. Kobiety z pisowskiej nomenklatury nigdy nie bronią praw kobiet, najwyżej milczą. Te kobiety Kaczyński całuje po rączkach, niepisowskie biją na demonstracjach tajniacy.

Ten sam Suski zapytany o KPO rzucił z pogardą, że jemu tych funduszy nie potrzeba, bo wystarczy mu to, co ma. Pewnie, że mu wystarczy, bo należy do „tłustych kotów”, a nie do 2 mln Polaków żyjących w skrajnej biedzie.

Minister Czarnek podczas sejmowej debaty o łże-referendum machał broszurką o demokracji bezpośredniej przygotowaną ponoć przez niedobitki watahy Kukiza. Niech lepiej pojadą z Kukizem do Szwajcarii poduczyć się, na czym polega ten wariant demokracji. Wszystkie zgłoszone w ostatnich latach wnioski o referendum PiS odrzucił, włącznie z projektem prezydenta Dudy, a teraz nagle chce nas uczyć o demokracji bezpośredniej!

Niech się Kaczyński odważy stanąć w ramach kampanii do debaty z Tuskiem. Niech wyborcy zobaczą i usłyszą, jak Kaczyński sobie radzi z Tuskiem twarzą w twarz. To łatwizna obrzucać go wyzwiskami na wiecach i piknikach pilnowanych przez policję, na które przychodzi pisowski aktyw i pisowski beton. Oczywiście nie dojdzie do takiej konfrontacji, bo sztab pisowski wie, że Kaczyński, Morawiecki, Duda przegraliby debatę śpiewająco. Oni są mocni tylko w gębie i klipach wyborczych, boją się otwartych spotkań z wyborcami. Pisizm po prostu odrzuca demokratyczne reguły sporu politycznego.

Skutecznym narzędziem w walce z pisizmem byłaby jedna lista opozycji demokratycznej. Udało się to po raz drugi w Senacie – bardzo dobra wiadomość – nie udało w Sejmie, bardzo zła wiadomość. Ale zwycięstwo demokratycznego paktu senackiego nie wystarczy do pozbawienia PiS władzy. Trzeba jeszcze wygrać wybory do Sejmu.

Tusk to wie i odważył się w tym celu pójść pod prąd. Zaryzykował z wzięciem na listę lidera Agrounii. Postać dwuznaczna, ale decyzja trafna, o czym świadczą nerwowe komentarze pisowców i symetrystów. W tych wyborach każdy głos jest na wagę złota, a Agrounia może ich przynieść KO tysiące.

No i zaczęła się lustracja Kołodziejczaka. Łatwa robota, bo życiorys krótki. Szuka miejsca w polityce, popełniając ciężkie błędy. Ale czy inaczej było z Michałem Kamińskim lub Romanem Giertychem? A jednak zrozumieli błędy swojej politycznej młodości. Tusk chce wygrać wybory i ma zbójeckie prawo do ruchów niekonwencjonalnych. Połowa wystawionych przez KO kandydatów do Sejmu to kobiety. Brawo! Lista budzi nadzieję, że szansa zwycięstwa rośnie.

W Polsce uformował się system dwu partii przewodnich po obu stronach podziału politycznego wykreowanego przez PiS. Do tego dochodzą partie de facto satelickie, też po obu stronach. Nie ma co się obrażać. Lepiej wyciągnąć prosty wniosek: mamy czas wyjątkowy, Polska potrzebuje wyjątkowych rozwiązań. „Albo Polska, albo PiS”.