Gdy ambona zamienia się w mównicę

Ruszyła społeczna kampania pod hasłem uwolnienia Kościoła od polityki. Stoi za nią grupa „Kongres katoliczek i katolików”, a jej opiekunem jest dominikanin Paweł Gużyński. Za krytykę władz kościelnych wchodzących u nas w bieżącą politykę został wysłany do Holandii, gdzie kieruje tamtejszym narybkiem zakonnym. Kongres opracował raport na temat przyczyn odchodzenia wiernych z Kościoła. Wyniki potwierdzają to, co dobrze wiadomo – połowa pytanych wymieniła trzy powody: skandale pedofilskie, pazerność kleru i upolitycznienie Kościoła instytucjonalnego.

Tym, co wyróżnia Kongres, jest to, że nie poprzestał na raporcie – ileż mamy badań i analiz na ten temat! – ale że na jego podstawie postanowił działać na miarę swych sił i środków (zob. www.wolnyodpolityki.pl), głównie w internecie. Cynicy zapytają: co z tego, skoro Kościół instytucjonalny ma taką przewagę nad takimi środowiskami jak obóz Kaczyńskiego nad demokratami. Coś drgnęło po marszu wolności 4 czerwca, ale droga do zwycięstwa nadal długa i kręta. A jeszcze dłuższa droga obywatelskich ruchów katolickich.

Cynizm, a w istocie poczucie bezsilności to jednak zły doradca. Wiele ważnych i dobrych dla ludzi rzeczy zawdzięczamy takim grupom zdeterminowanych idealistów. W Ameryce dzielna Rosa Parks sama i jednym prostym aktem odrzucenia segregacji rasowej zmobilizowała całe rzesze do pokojowej walki z rasizmem. W PRL grupki dysydentów ujawniających prawdę o deptaniu praw obywatelskich pomogły powstać masowemu ruchu Solidarności, a ten wyłonił własne przywództwo i ułożył program naprawy Polski.

Może to się zdarzyć i w Kościele. Prawda, że z wielkim opóźnieniem, ale wystarczy, że się zbiegną czynniki społeczne, tak jak w Sierpniu 1980 r. Wtedy było powszechne niezadowolenie, byli zorganizowani i zdeterminowani idealiści, a władza straciła pewność działania, którą miała jeszcze podczas zgniecenia protestów robotniczych w 1976 r. Podobne do ruchu „My jesteśmy Kościołem” na Zachodzie katolickie ruchy obywatelskie nie pojawiały się ani w PRL, ani po 1989 r. Ruchy zachodnie korzystały ze swobód demokratycznych, w PRL takiej możliwości nie było. Nie było też ochoty wśród katolików, którzy byli wtedy gorszym sortem i uważali Kościół za redutę narodową. A długi pontyfikat JPII tylko umacniał te emocje i przekonania.

18 lat od śmierci Karola Wojtyły i po ośmiu latach rządów Kaczyńskiego mamy inną sytuację, w której to, co przez dekady w polskim katolicyzmie było nie do pomyślenia, dziś pączkuje. Jest społeczne podglebie, są zdeterminowani idealiści, władza kościelna i sama instytucja Kościoła traci wpływ na społeczeństwo. Spada liczba deklarujących się jako katolicy i tych praktykujących, spada frekwencja na obowiązkowych dla katolików mszach niedzielnych, a na te zwykłe codziennie chodzi do kościoła 1 proc. Spada liczba chętnych do wstąpienia do zakonów męskich i żeńskich i do seminariów. A jak nie ma kleryków, to nie będzie księży, chyba że z Afryki.

Zmienia się percepcja Kościoła, państwa i relacji między nimi: realny rozdział wydaje się rosnącej liczbie wiernych opcją pożądaną, a dla niewierzących od dawna był zasadniczym warunkiem jakiejś normalności. Dla Kongresu Katoliczek i Katolików również. Władza kościelna na razie nie widzi powodów do niepokoju. Wie, że się wyżywi przy PiS, póki oddaje ambony na mównice dygnitarzom i działaczom obozu Kaczyńskiego. A ci bez skrępowania agitują w kościołach do agitacji za rządami Kaczyńskiego.

Fatalne skutki symbiozy Kościoła z prawicą obu stron nie martwią. Jakoś to będzie, bo „ciemny lud” zawsze pozostanie wierny. Więc po co biskupi mają reagować na taki Kongres? Podobnie myśleli biskupi w Irlandii, Niemczech, Austrii czy w USA, gdy rodziły się tam oddolne krytyczne wobec władzy kościelnej ruchy katolickie typu obywatelskiego, a nie dewocyjnego, bo z tymi oczywiście biskupi nie mają kłopotów, chyba że z odmętu wyskoczy jakiś ksiądz biznesmen i celebryta w kostiumie patrioty i rycerza Maryi. Prawdziwa odnowa Kościoła w Polsce może przyjść tylko od środka siłami zdeterminowanych katolików takiego rodzaju jak ci z Kongresu.