W gaciach pełnych referendum

Po co nam referendum, czy zgadzamy się na relokację imigrantów planowaną przez Unię Europejską? Nam po nic, ale PiS walczy o trzecią kadencję i chwyta się każdej brzytwy. Będzie mobilizował ksenofobiczną część społeczeństwa w nadziei, że nieświeży kotlet da się odgrzać w kampanii wyborczej.

Jakie są fakty? W Polsce już mieszkają setki tysięcy przybyszy z innych krajów, w tym z Bliskiego i dalszego Wschodu, a nie tylko z Europy. W 2021 r. ich liczbę szacowano na pół miliona. Na koniec pierwszego kwartału obecnego roku cudzoziemców z naszym ubezpieczeniem emerytalnym było milion. A więc cudzoziemcy są wśród nas od lat, a za Kaczyńskiego ich przybywa. I dobrze, bo to normalne w otwartych społeczeństwach typu zachodniego, a takim społeczeństwem stajemy się, mimo wszelkich turbulencji, od przełomu ustrojowego w 1989 r.

Oni szukają względnie bezpiecznego miejsca do życia, my potrzebujemy rąk do pracy w zawodach prostych i wysoko wyspecjalizowanych, np. w sektorze nowych technologii. Pisowska oda do suwerenności nie wygra z rzeczywistością: suwerenne są w pełnej skali mocarstwa atomowe i/lub najwyżej rozwinięte gospodarczo i technologicznie. Polska jest wciąż na dorobku, ma duży potencjał, ale rozwijać się może tylko we współpracy z Unią Europejską i Zachodem.

Pod rządami obozu Kaczyńskiego te oczywistości są podważane. Szczególnie w relacjach z UE. Obóz Kaczyńskiego demonizuje Unię, rozdmuchuje jej problemy, urabia społeczeństwo na swoje „suwerenne” kopyto, wykorzystując negatywne cechy naszego charakteru narodowego, w tym niechęć do państw i narodów, które nam historycznie wyrządziły wielkie krzywdy. Problem migrantów z Afryki czy świata muzułmańskiego nie dotyka nas jednak w takim stopniu jak Europy Zachodniej, a właściwie wcale. Nie mamy zwartych skupisk cudzoziemskich, bo nie mieliśmy kolonii, a w czasie PRL oddzielała nas od Zachodu żelazna kutyna, nie doszło u nas do ataków terrorystycznych, główne szlaki migracyjne przebiegają gdzie indziej. Ominęła nas główna fala migracyjna w 2015 r.

Ale z drugiej strony byliśmy i jesteśmy podatni na niechęć do „obcych”, zwłaszcza z innych kultur, których nie znamy i nie chcemy znać, przede wszystkim do Arabów i muzułmanów. Na tym deficycie poznawczym żeruje u nas prawica pisowska i skrajna. W Europie Zachodniej sytuacja jest inna. To do niej próbuje się przebić lwia część współczesnych migrantów. Żerują na tym gangi przemytników. Ich ofiarą padają zwykli ludzie, w tym dzieci. Najnowszym przykładem jest tragedia statku, który zatonął u wybrzeży Grecji. Dotąd nie udało się odnaleźć 500 pasażerów, w tym stu dzieci.

Nie tylko przemytnicy są odpowiedzialni, bo też niespójna, niekiedy obłudna polityka migracyjna samej Unii. Leje łzy nad losem ofiar, a jednocześnie stara się przekształcić w „fortecę” broniącą się przed migrantami. Nie bardzo skutecznie, bo migranci nadal próbują się dostać do Europy w poszukiwaniu lepszego życia.

Najnowszą próbą zaradzenia problemowi jest porozumienie o „obowiązkowej solidarności”, wypracowane w UE przy sprzeciwie Polski Kaczyńskiego i Węgier Orbána. Dla celów kampanii wyborczej obóz Kaczyńskiego przedstawia ten pomysł jako zamach na suwerenność Polski. Wytyka Unii, że ignoruje jednocześnie ogromny wysiłek włożony przez obecne polskie władze w niesienie pomocy milionom uchodźców z Ukrainy. A przecież ta pomoc kosztuje, skąd więc państwo polskie ma znaleźć dodatkowe fundusze potrzebne do relokacji migrantów wpuszczonych do UE?

Na dodatek Polska nie miała w sprawie Ukraińców znaczącej pomocy ze strony UE, tylko jakieś ochłapy („sto euro na osobę” według Kaczyńskiego). Więc prezydent Duda zaapelował w Paryżu podczas szczytu Trójkąta Weimarskiego, żeby się Unia nie dziwiła, że pomysł solidarnej relokacji się w pisowskiej Warszawie nie spodobał. A Kaczyński ze swej strony zagroził referendum w tej sprawie.

I znów mijają się z prawdą. Unia przekazała dotąd Polsce 123 mln euro z funduszu migracyjnego (AMIF), zarezerwowała z tego samego funduszu 237 mln euro na lata 2021-27 i 162,4 mln euro w ramach tzw. instrumentu BMVI (zarządzanie granicami i wizami; dane Komisji Europejskiej).

Kolejna manipulacja pisowska dotyczy sprzeciwu wobec nakładania kar za odrzucenie solidarnej relokacji. Uzgodnienia unijne zakładają, że państwo członkowskie ma wybór: może dołączyć do relokacji albo wpłacić pieniądze na ten cel – 20 tys. euro na każdą osobę z wyznaczonej puli relokowanych. Nie chodzi o „karę”, tylko o zamiennik. Członkostwo zobowiązuje. Nie chcecie relokowanych, zasilcie fundusz: macie wybór, ale gra jest drużynowa.

Przypomnijmy, o jakiej liczbie migrantów tu mowa: Polska miałaby przyjąć 2 tys. osób, a nie np. 200 tys. Jeśli nie chce się zgodzić, powinna wpłacić na fundusz 40 mln euro. Przypomnijmy też, że za niewykonywanie orzeczeń TSUE Polska „wisi” już ponad pół miliarda euro. Gdyby PiS nie wdał się w ten spór z UE, a wybrał opcję ekwiwalentu pieniężnego w sprawie relokacji, suma 40 mln nie byłaby problemem.

Kaczyński już wybrał podwójne „nie”. Nie chce solidarności relokacyjnej ani ekwiwalentu. Liczy, że temat migrantów pomoże mu wygrać wybory. Może się przeliczyć i na tym polu. Ruch z referendum jest szyty naprawdę grubo. Tak grubo, że Tusk skwitował go na wiecu 16 czerwca w Poznaniu dosadnie: „prezes ma gacie pełne referendum”. Za obecnej władzy tylko w zeszłym roku wpuszczono do Polski ponad 130 tys. osób z krajów muzułmańskich, a PiS znów chce nimi straszyć Polaków.

Tak się składa, że mieszkam w takim mieście i dzielnicy, gdzie za rogiem w dużej kamienicy mieści się skromne miejsce modlitw dla muzułmanów. Widzę ich, gdy mijam tę kamienicę w piątki. Niektórzy są w galabijach, wielu w muzułmańskich czapeczkach. Nie słyszałem, by kiedykolwiek doszło tu do jakiegoś incydentu z udziałem tych mężczyzn. Zdarzyły się awantury między młodymi Polakami. Kilometr od mego domu jest popularne targowisko, które odwiedzają wycieczki ze świata. Prócz polskich wykładają tam towar sprzedawcy z Maroka i Bliskiego Wschodu: oliwki, chleb, ciasteczka, falafele. Niektórzy mówią płynnie po polsku, noszą się po zachodniemu. Nie zauważyłem, by Polacy się ich bali, a oni nie boją się Polaków. Tu PiS wydaje się bardziej egzotyczny niż orientalne smakołyki.