Hańba brzeska

Po 90 latach Izba Karna Sądu Najwyższego ostatecznie uniewinniła wszystkich polityków opozycyjnych oskarżonych i skazanych (z jednym wyjątkiem) w tzw. procesie brzeskim. Był to największy proces polityczny w Polsce międzywojennej, podręcznikowy przykład autorytaryzmu z wykorzystaniem władzy sądowniczej. Historia, przebieg i skutki tego procesu pozostają ostrzeżeniem na przyszłość. W Polsce albo uda się przywrócić rządy prawa, albo nieustannie wybuchające afery i konflikty śmiertelnie ją osłabią, tak jak się to stało w II Rzeczpospolitej.

Liderów opozycji centrolewicowej aresztowano bez zgody sądu, oskarżono bez przekonujących dowodów o szykowanie zamachu stanu i skazano na kary więzienia od półtora roku do trzech lat. Część odbyła wyrok w ciężkim więzieniu w Brześciu nad Bugiem, część udała się na emigrację polityczną. Wśród tych drugich był działacz ludowy Wincenty Witos, trzykrotny premier w II RP, w tym podczas wojny polsko-bolszewickiej, słowem, wzór patrioty. Jego kolejny rząd upadł w wyniku zamachu stanu w 1926 r. inspirowanego przez Piłsudskiego, zmęczonego demokracją parlamentarną w ówczesnym wydaniu.

W odpowiedzi na zamach majowy polscy socjaliści (kiedyś towarzysze Piłsudskiego w walce o niepodległość) i ludowcy stworzyli koalicję Centrolewu w obronie demokracji parlamentarnej. Obóz piłsudczykowski, nazwany potocznie sanacją (bo na wezwanie Marszałka chciał „uzdrowić” Polskę, lecząc ją przemocą z „anarchii”), podjął w początku lat 30. próbę rozprawienia się z Centrolewem, aby mieć pełną swobodę działania. Wśród skazanych na więzienie znalazła się grupa niezwykle zasłużonych działaczy Polskiej Partii Socjalistycznej reprezentującej nurt socjalizmu niepodległościowego i działaczy trzech stronnictw ludowych o równie patriotycznym nastawieniu.

Ich jedyną winą było w rzeczywistości to, że odrzucili politykę sanacji sterującej coraz wyraźniej ku rządom antydemokratycznym. Działo się to jeszcze przed dojściem Hitlera do władzy i już za rządów faszysty Mussoliniego we Włoszech. Polityczna atmosfera w Europie mroczniała, wojna wisiała w powietrzu. Gdy wybuchła, elita sanacyjnej władzy opuściła kraj, by przegrupować na Zachodzie siły. Ówczesny prezydent RP objął amnestią skazanych w procesie brzeskim, co jednak nie równało się oczyszczeniu ich z zarzutów.

W PRL o podjęciu sprawy nie mogło być mowy, gdyż Polska Ludowa w całości odrzucała politycznie i ideologicznie Polskę międzywojenną. Zarówno sanację, jak i ówczesną opozycję. PPS został rozbita, działała dalej na emigracji, w opozycji do PZPR część przedwojennych działaczy PPS, m.in. Józef Cyrankiewicz, sprzymierzyła się z komunistyczną PPR. Witosa, ciężko chorego, nowa władza „ludowa” próbowała pozyskać, by uwiarygodnić się w społeczeństwie. Witos odrzucił jednak te starania i wspierał Polskie Stronnictwo Ludowe pod przywództwem Mikołajczyka, przybyłego do kraju z Londynu. Wkrótce zmarł, ludowiec Mikołajczyk zbiegł z Polski w obawie przed aresztowaniem i procesem pokazowym, PSL zostało zlikwidowane i zastąpione lojalnym wobec PRL Zjednoczonym Stronnictwem Ludowym.

Do sprawy procesu brzeskiego powracano kilka razy po przełomie 1989 r. Witosowi po skazaniu odebrano order Orła Białego. W związku z amnestią order przywrócił mu prezydent Raczkiewicz, jednak insygnia przekazał rodzinie Witosa dopiero prezydent Komorowski. Próby uzyskania kasacji przedwojennych wyroków podejmowano na próżno. Były rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar podjął kolejną próbę. Wystąpił o kasację do Sądu Najwyższego. Za umorzeniem wniosku był przedstawiciel obecnej Prokuratury Krajowej. Uważał, że sprawa jest jasna i zakończona. Jednak Izba Karna orzekła o kasacji wyroku sprzed niemal stulecia.

Słusznie, bo nie chodziło tylko o całkowite, historyczne zadośćuczynienie moralne i prawne ofiarom procesu politycznego. Chodziło też o przestrogę przed wykorzystywaniem sądu w polityce i przed polityką nękającą przeciwników sądownie tylko za to, że są legalną, parlamentarną opozycją i mają inne od aktualnej władzy wyobrażenie o tym, jakiej polityki, jakich rządów, jakiego państwa Polska potrzebuje.

To ostrzeżenie zbiega się z próbą stworzenia rodzaju sejmowego sądu kapturowego do zbadania wpływów rosyjskich w Polsce. Cel zdrowy, metoda nie do przyjęcia w państwie prawa, intencja podejrzana. Formuła łącząca funkcje śledcze, prokuratorskie i sądownicze nie mieści się w normach praworządności w państwach demokratycznych. Polska nie jest, na szczęście, w stanie wojny, opozycja działa w zgodzie z konstytucją. Jeśli komuś się marzy wzywanie przed taki, sprzeczny z nią, twór liderów opozycji demokratycznej, aby ich wykluczyć z działalności politycznej, to musi się to kojarzyć z nowym procesem brzeskim.

Do tego doszliśmy pod rządami Kaczyńskiego. Zamiast wyciągnąć lekcję z przedwojennego procesu brzeskiego, czego nie wolno robić pod żadnym pretekstem w systemie demokratycznym, obecny obóz rządzący idzie w przeciwnym kierunku. Lekcję ignoruje, a może nawet czerpie z tamtego haniebnego traktowania opozycji jakąś inspirację polityczną i prawną. W płonnej nadziei, że mu to ujdzie na sucho. Prędzej czy później prawu i sprawiedliwości stanie się zadość.