Nędza ludzka

To się działo i dzieje się nadal. Dzieci i nieletnich krzywdzono w Kościele w PRL i po 1989 r. Najnowszy materiał dziennikarski na ten temat, opublikowany w „Rzeczpospolitej”, urywa się w momencie zmiany ustroju. Dotyczy okresu, gdy prymasami byli kard. Stefan Wyszyński i abp Józef Glemp i kiedy metropolitą krakowskim, a później papieżem, był biskup i kard. Karol Wojtyła.

Sami autorzy raportu, Tomasz Krzyżak i Piotr Litka, przyznają, że ich kwerenda, choć ukazuje „ogromną skalę” wykorzystywania seksualnego małoletnich w Kościele w tamtym okresie (blisko 300 takich przestępstw, co najmniej 121 postępowań sądowych), to jednak odkrywa tylko wierzchołek góry lodowej. Najważniejsi wtedy ludzie w instytucjonalnym Kościele znali przypadki przestępstw popełnianych przez duchownych i pracowników świeckich i niekiedy interweniowali. Jak często, autorzy nie podają. Kościelne młyny mełły dalej.

Dziennikarze „Rzeczpospolitej” nie są pierwszymi, którzy zajęli się tym ponurym tematem. Wytworzyła się u nas dziwna sytuacja: protesty na prawicy i w Kościele wywołują reportaże śledcze dziennikarzy od Kościoła i prawicy niezależnych, a śledztwa Krzyżaka i Litki są w Kościele i na prawicy odbierane przychylnie, jako wzorowy przykład zmierzenia się z tematem. Wygląda to na manipulację, chwyt z „gorszym sortem”: dobrzy, bo rzetelni, są Krzyżak i Litka, a źli, bo uprzedzeni, Sekielscy, Gutowski, Overbeek. W rzeczywistości praca jednych i drugich polega na tym samym: na wydobyciu pełniejszej prawdy o nędzy ludzkiej w Kościele i krzywdzie zadanej ofiarom.

Tak działają niezależne media w krajach demokratycznych. Zdarzają się błędy i należy je prostować. Zdarzają się też niedopowiedzenia, u nas w kwestii moralnej i kanonicznej odpowiedzialności władz kościelnych. To jednak nie przekreśla prób ustalenia prawdy w interesie ofiar, którym należy się zadośćuczynienie i w interesie publicznym, bo w państwie demokratycznym nie może funkcjonować strefa wyjęta spod obowiązującego prawa świeckiego. Jeśli funkcjonuje, państwo przestaje być praworządne. Dotyczy to oczywiście nie tylko zła w Kościele, ale też w każdej innej instytucji. Pełna prawda z różnych przyczyn jest niemożliwa do ustalenia, to jednak również nie przekreśla prób jej ustalenia.

Z pewnością ułatwiłby te próby dostęp do archiwów kościelnych, a nie tylko IPN-owskich czy państwowych. Mało kto w Kościele rozumie, że tędy droga. Do tych nielicznych należy abp Grzegorz Ryś, choć i on jest ostrożny: proponuje, by dalsze badania zaczynać od archiwów IPN, a weryfikować je w archiwach kościelnych. Może i tak, ale pod warunkiem, że badacze będą mieli swobodę badań na każdym etapie. To w obecnej sytuacji politycznej będzie trudne, jeśli nie wręcz niemożliwe. Przykładem może być nękanie badaczy prawdy o relacjach polsko-żydowskich w czasie Holokaustu.

Czy warto się tym zajmować w odniesieniu do zamkniętej epoki PRL? Warto, bo to fragment polskiej historii. Dziś mamy sytuację, w której historia jest tematem wielkiej manipulacji służącej celom politycznym. Manipulacja dotyczy też nowszej historii Kościoła. „Polityka historyczna” obecnej władzy polega na eksponowaniu zasług Kościoła, a pomniejszaniu i rozmywaniu jego błędów, nietrafnych wyborów, złych decyzji. W wolnej debacie mało kto neguje rzeczywiste zasługi. Błędy jednak też powinny być ujawnione i analizowane dla dobra ogółu.

Te błędy popełniają ludzie Kościoła na różnych szczeblach. W przypadku seksualnego krzywdzenia dzieci i małoletnich działa mechanizm podobny do mafijnej subkultury omerty. Popełniane przestępstwa są zamiatane pod dywan w imię fałszywie rozumianej ochrony Kościoła przed wrogą ingerencją z zewnątrz. W rzeczywistości zło wrogie deklarowanej misji Kościoła rodzi się wewnątrz. Studiując noty biograficzne osób, głównie księży, którymi zajął się peerelowski wymiar sprawiedliwości, widzimy jak na dłoni, jak działały na tym polu oba systemy: państwowy i kościelny.

Państwowy umożliwiał pozyskiwanie krzywdzicieli do potrzeb UB/SB, kościelny umożliwiał im dalsze funkcjonowanie w Kościele po odbyciu kary lub jej umorzeniu. Oba żerowały na amoralnej, osobowościowej nędzy ludzkiej popychającej do przestępstwa. Autorzy raportu zaznaczają, że niektórzy krzywdziciele, mimo udowodnionej winy i zasądzonej kary, trafiali do kościelnych leksykonów duchownych represjonowanych w PRL. Pomijano przestępstwa.

Po to m.in. są potrzebne badania na ten temat, aby rozbroić ten mechanizm zła. Działał w niedemokratycznym systemie PRL i działa w demokratycznym państwie prawa ustanowionym po 1989 r. Ma diabelną odporność w każdym ustroju. Kwerendy i reportaże mogą pomóc, ale nie wystarczą. U nas zło będzie działać, póki nie dojdzie do realnego rozdziału państwa i Kościoła.