P jak polskość

Magdalena Środa ujawnia tajemnicę sukcesów Kaczyńskiego i jego obozu: to „punkt P” – P jak polskość. Prezes nie tylko go odkrył, ale nauczył się, jak go łechtać. Co konkretnie oznacza to odkrycie w polskiej polityce?

Że wciąż istnieje taka część polskiej tożsamości, która jest „odporna na nowoczesność, postęp i europejskość”. Wystarczy ten punkt P stymulować, by dostarczać politycznej rozkoszy jednej trzeciej wyborców. Tak silnej, że przeważa nad kłamstwami, korupcją, nepotyzmem, nihilizmem moralnym w obozie obecnej władzy.

A zatem to nie rozdawnictwo pieniędzy publicznych, mit smoleński, nieustanne polityczne igrzyska, tylko pobudzanie punktu P przez Kaczyńskiego trzymają go u władzy, a opozycję demokratyczną zmuszają do szukania jakiegoś innego punktu dostarczającego politycznej rozkoszy elektoratowi. Na przykład „punktu E jak europejskość”. Tylko że punkt P jako stymulant daje Polakom więcej przyjemności niż punkt E, więc na nic ściganie się Tuska z Kaczyńskim na obietnice socjalne. Stymulacji wyborczej trzeba szukać gdzieś indziej.

Felieton to nie politologiczna analiza i całe szczęście. Profesor Środa może mieć lub nie mieć racji, ale erotyczna metafora stymuluje myślenie o polskiej polityce. Czy rzeczywiście nasi wyborcy są aż tak bezkrytyczni, tak podatni na pisowskie łechtanie ich pisowską wersją polskości jako pyskatej „naszości”? W najnowszym numerze „Polityki” znajdziemy sondaż o tym, jakie tematy są dziś, na pół roku przed wyborami, najważniejsze dla Polaków.

Seksu mało, ale wymowa bardziej optymistyczna niż felietonu Magdaleny Środy: „Polska gotowa na zmianę”. W skrócie: stymulacja oznacza zdolność stronnictw do mobilizacji elektoratu, a mobilizacja rozstrzygnie o wyniku wyborów. Większość niezdecydowanych plasuje się po stronie sił demokratycznych. Najważniejszym tematem – ponad sympatiami politycznymi – jest to coś, czego według prezesów Glapińskiego i Kaczyńskiego nie ma, czyli drożyzna. Pięć najważniejszych wyzwań: zmniejszenie kosztów życia, poprawa sytuacji publicznej służby zdrowia, zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego, przywrócenie praworządności, wzmocnienie polskiej armii w obliczu wojny.

Że Polska zmierza w złym kierunku, uważa 64 proc. pytanych (próba reprezentatywna 4 tys. respondentów); tylko wyborcy PiS sądzą, że w dobrym (choć też nie wszyscy: 54:24). Najgorzej widzą przyszłość wyborcy KO i Hołowni (83 proc.) oraz Konfederacji i Lewicy (po 80 proc.). Co z integracją europejską? Wzmacnia suwerenność Polski w opinii 64 proc. („punkt E” jednak istnieje). Najbardziej w kontrze są wyborcy Konfederacji i PiS.

Co z prawami osób homoseksualnych? Za prawem do związków partnerskich 55 proc. (przeciw 45), do adopcji dzieci – 33 proc. (przeciw 67 proc.). Legalna aborcja do 12. tygodnia? Tak, gdy zagrożone jest życie i zdrowie matki: 87 proc. Tak, gdy ciąża jest wynikiem gwałtu lub kazirodztwa: 83 proc. Gdy płód obciążony jest wadą genetyczną lub upośledzeniem: 81 proc. Gdy matka jest w trudnej sytuacji materialnej: 44 proc. Bez podawania przyczyny: 41 proc.

Wreszcie stosunek do Kościoła katolickiego i religii: że Kościół ma w Polsce zbyt duże wpływy – 72 proc. Że Jan Paweł II to wzór do naśladowania – 65 proc. Że niezależnie od postawy hierarchii i księży zasady wiary katolickiej to dobry drogowskaz życiowy – 55 proc.

No i stosunek do różnych teorii spiskowych. Że PiS nie uzna wyniku wyborów, jeśli przegra – 43 proc. Że rząd Tuska prowadził politykę prorosyjską – 34 proc. Że LGBT zagraża polskim rodzinom – 33 proc. Że pod Smoleńskiem doszło do zamachu – 33 proc. Że opozycja po dojściu do władzy zlikwiduje 500 plus i dodatkowe emerytury – 32 proc. Że rosyjscy agenci mają wpływ na politykę PiS (to raczej nie jest „teoria spiskowa”) – 31 proc. Że opozycja po przejęciu władzy zakaże jedzenia mięsa – 21 proc.

Widzimy, że procent wierzących w teorie spiskowe o „winie Tuska” za Smoleńsk i generalnie za wszystko, o zamachu pod Smoleńskiem, o LGBT jako zamachu na polską rodzinę, o zakazie mięsa i zabraniu ludziom świadczeń pokrywa się z procentem wyborców PiS. Jednocześnie zwraca uwagę, że choć wyraźna większość nie chce panoszenia się Kościoła, to jednak wiara i Jan Paweł II trzymają się mocno. To oznacza, że w społeczeństwie jest gotowość na antyklerykalizm polityczny i na realny rozdział państwa od Kościoła rzymskokatolickiego, ale nie na wojnę kulturową z katolicyzmem.

To w tych realiach będzie się toczyła – już się toczy – kampania wyborcza. Wnioski? Skoro na kontynuację rządów „zjednoczonej prawicy” z niechęcią patrzy 51 proc. pytanych, a wygraną demokratów źle odebrałoby tylko 33 proc. (twardy elektorat PiS), to jednak, jak stwierdza Edwin Bendyk, „opozycja ma wyjściowo większy kapitał, ale wybory trzeba jeszcze wygrać”.

Czyli wracamy do „punktów”. Polskość w wersji Kaczyńskiego i Menzena, europejskość w wersji Tuska, lewicy i Hołowni z Kosiniakiem, drożyzna/spadek stopy życiowej. Co okaże się bardziej stymulujące? Może rzeczywiście pragnienie zmiany? Bo potencjał faktycznie jest.