Not My King

Pod hasłem „To nie mój król” protestowali podczas koronacji Karola brytyjscy republikanie. Było ich może dwie setki, ale zwarta grupa protest wyrażała tak głośno, że para królewska mijająca ich w złotej karocy musiała ich usłyszeć. Wielu ubrało się w żółte kamizelki, w stylu tych, jakie zakładają we Francji uczestnicy protestów przeciwko drożyźnie i reformie emerytalnej Macrona. Protest koronacyjny zbiegł się z obniżeniem stopy życiowej Brytyjczyków.

Ruch republikański to nie nowość na Wyspach. Ma szklany sufit 22-25 proc. poparcia, ale nie odpuszcza. Koronacja była superokazją promocyjną. Liderzy „Republiki” powiadomiły policję o planowanym proteście, uzgodniono, że będzie pokojowy, a uczestnicy nie przykują się do barierek czy latarni. Gdy jednak liderzy przybyli rankiem w sobotę ze sprzętem nagłaśniającym i banerami, zostali aresztowani nie bardzo wiadomo na jakiej podstawie. Sekretarz kultury w rządzie konserwatystów uzasadniała interwencję względami bezpieczeństwa publicznego. Mało przekonująco.

Aresztowanie wyglądało na „prewencyjne”, wcześniej w internecie pojawiły się ostrzeżenia zniechęcające do prób zakłócenia przebiegu uroczystości. Co gorsza, aresztowano także 50 uczestników protestu, który i tak się odbył, mimo zatrzymania lidera i konfiskaty sprzętu. Na hasło z megafonów „Save the King” skandowali w odpowiedzi „Not My King”.

W mediach, także sympatyzujących z konserwatystami, interwencja policji się nie spodobała, bo przecież Anglia to kolebka demokracji parlamentarnej i wolności wyrażania opinii, czego symbolem powszechnie znanym stał się londyński Hyde Park i brytyjska prasa od prawa do lewa. Naczelny redaktor konserwatywnego tygodnika „The Spectator” bronił tych fundamentów liberalnej demokracji w rozmowie na antenie BBC. To nawiasem mówiąc zdrowy przykład misji mediów publicznych: prezentowanie różnych zdań o ważnych wydarzeniach, nawet jeśli krytyka dotyczy tylko jednego incydentu, a zdecydowana większość Brytyjczyków nie chce likwidacji monarchii. Ale uwaga! Monarchiści to starsze pokolenia, republikanizm rośnie w siłę w najmłodszym elektoracie. Dla niego król i monarchia to pasożyt, a rodzina królewska jako wzór cnót do naśladowania to śmiech na sali.

Rzecz nie w tym, że protest był marginalny, tylko w tym, że policja zachowała się nadgorliwie. Nam w Polsce od razu przypominają się sceny z nadgorliwą policją podczas naszych protestów obywatelskich w obronie praw kobiet i praworządności lub podczas „miesięcznic” smoleńskich. Porównanie zachowania policji brytyjskiej z zachowaniem policji w Rosji czy Białorusi nie byłoby sprawiedliwe, ale incydent zdarzył się w i tak dość napiętej sytuacji politycznej na Wyspach, szykujących się do wyborów parlamentarnych w przyszłym roku. W sondażach prowadzi lewicowa opozycja, która już skrytykowała działanie policji.

Co ciekawe, 40 proc. Brytyjczyków uważa, że król, przecież głowa państwa, może się wypowiadać publicznie o sprawach politycznych. Może Karol się wypowie o interwencji? Chce być monarchą zaangażowanym, sługą narodu, ma pretekst.