Witaj, majowa jutrzenko!

Konstytucję majową chwalą, obecną lekceważą lub po prostu łamią. Opozycję nazywają nową Targowicą, aby odwrócić uwagę od wpływów rosyjskich w swoim obozie. Konstytucja to święte słowo, mówi Tusk, oni szykują ustawę, by go zablokować przed wyborami, na co nasza konstytucja nie pozwala. W takiej atmosferze politycznej Polska obchodzi kolejną rocznicę przyjęcia ustawy zasadniczej w rozumieniu zbliżonym do współczesnego, czyli jako zbiór zasad opisujących państwo i jego relacje ze społeczeństwem.

Konstytucja była próbą modernizacji starej Polski przez ówczesną oświeceniową elitę, z udziałem polskiej masonerii, która dobrze się orientowała, że system polityczny wymaga głębokiej reformy. Zmurszały ustrój przestał być funkcjonalny, nad państwem zawisła groźba całkowitej utraty niepodległości. Mocarstwa ościenne, na czele z Rosją, nie miały interesu, by Polska się modernizowała. Rosja pod pretekstem obrony „złotej wolności” szlacheckiej interweniowała wojskowo w Polsce, wykorzystując polskich użytecznych idiotów broniących gnijącego status quo. Król Poniatowski przeszedł z obozu reformatorów do obozu obrońców reżimu sprzymierzonego z Moskwą. Ostateczny upadek Rzeczypospolitej nastąpił cztery lata po uchwaleniu konstytucji. Obchody jej rocznicy były zabronione we wszystkich trzech zaborach.

Czy było co świętować? Według naszych obecnych pojęć ustawa trzeciomajowa była kompromisem między siłami modernizacji a siłami, które chciały zachować ustrój nietknięty. Przyznawała rzymskiemu katolicyzmowi status wyznania panującego, ale gwarantowała wolność innym. Zrównywała prawa mieszczan w miastach podległych królowi z prawami wolnej szlachty, a „lud rolniczy” oddawała pod opiekę rządu, zachęcając dziedziców do umów z gminem dotyczących wzajemnych między nimi relacji, ale nie znosiła jednoznacznie i całkowicie pańszczyzny. Rząd czyniła władzą publiczną, Sejm – prawodawczą, ale króla wykonawczą, a monarchię pozostawiała elekcyjną. Odważnie reformowała sądownictwo i siły zbrojne, ale nie wprowadzała powszechnego obowiązku odbycia służby wojskowej, co w ówczesnej sytuacji pomogłoby sformować armię narodową bardziej zdolną do stawienia oporu agresji zewnętrznej.

Tym, co może się podobać współczesnemu czytelnikowi, zmęczonemu wszechobecną biurokracją, zalewem ustaw i regulacji różnego szczebla, jest zwięzłość: konstytucja trzeciomajowa składa się z jedenastu artykułów. Przyszła za późno, nie miała szans przejść praktycznego testu przydatności, ale weszła do narodowego imaginarium na trwałe jako symbol patriotyzmu.

W PRL święto trzeciomajowe nie było oficjalnie obchodzone, podobnie jak 11 listopada, który niedługo przed upadkiem II RP świętowano jako rocznicę odzyskania niepodległego państwa. Niezależne, obywatelskie próby obchodów groziły uczestnikom represjami. Gdy PRL chyliła się ku upadkowi, ówczesny Sejm w lutym 1989 r. ogłosił jednak 11 listopada narodowym świętem niepodległości. Święto trzeciomajowe zostało przywrócone już w III RP, w 1990 r.

Oba święta w normalnym demokratycznym państwie powinny łączyć społeczeństwo ponad różnicami sympatii politycznych i światopoglądów. Tak stało się za pierwszej Solidarności. W wielu miastach i mniejszych miejscowościach ludzie z radością i nadzieją brali udział w obchodach trzeciomajowych. Rozdawano teksty „mazurka trzeciego maja” – „Witaj maj, trzeci maj, dla Polaków błogi raj!” – bo niewielu już go pamiętało. Niektórzy śpiewali ze łzami w oczach. Mazurek powstał podczas powstania listopadowego w 1831 r. Ma kilka wersji. W jednej z nich taka zwrotka: „Wolność wsparta na oświacie / I równość w obliczu prawa / To nam rokowała bracie / Trzeciego maja ustawa”.

To samo „rokuje” nam w Polsce obecna konstytucja. Ale „rokuje” nie znaczy, że tak jest i będzie. Nie było wtedy i nie jest dzisiaj. Skrajna prawica zawłaszcza Dzień Niepodległości, odstraszając demokratów od świętowania razem z nią. Ten sam los grozi „majowej jutrzence”.