Nieszczere uśmiechy

Ugrupowanie Hołowni nie ma funduszy ani struktur, ale ma „brand” i poparcie sondażowe w granicach 10 proc. Większe niż PSL, ale ludowcy mają to, czego brakuje Polsce 2050: fundusze i struktury. Taki jest stan rzeczy w dniu, kiedy Hołownia i Kosiniak-Kamysz ogłosili sojusz wyborczy. Tusk i Czarzasty im pogratulowali i życzyli sukcesu. Łączy nas wspólny cel -zwycięstwo, tweetnął szef PO. A jaka jest polityczna rzeczywistość?

PiS wciąż prowadzi w sondażach i jest to tendencja. Partie demokratyczne mają w sumie większe poparcie, ale ich liderzy, z wyjątkiem Tuska, odrzucili pomysł wspólnej listy, mimo że popierają ją w większości ich wyborcy. I to także jest tendencja w obozie demokratycznym. Hołownia chciałby 20 proc. w wyborach, na razie koalicja ma w sondażach 13. Przymierze od dawna spodziewane nie ma jeszcze hasła wyborczego ani sztabu. A ściśle dwóch sztabów, bo tak zapowiedział Hołownia. Jak skuteczna będzie koordynacja kampanii w takim rozdwojeniu?

A co jeśli poparcie podczas kampanii zacznie topnieć? I zbliży się niebezpiecznie do progu wyborczego przewidzianego dla koalicji? Czy wtedy wróci idea jednej listy demokratycznej? Rozczarowani wyborcy Hołowni nie pójdą do wyborów, a może zagłosują konfederatów. Byłoby jeszcze gorzej, gdyby blok H-KK ostatecznie nie przekroczył progu. Wtedy PiS wygra. Powtórzy się sytuacja z 2015 r., kiedy blok lewicowy nie przekroczył progu, co dało zwycięstwo Kaczyńskiemu dzięki ordynacji wyborczej.

Trzecia kadencja ZjePu zlikwiduje do końca demokratyczne państwo prawa opisane w konstytucji. To nie przeraża sporej części społeczeństwa, której polityka nie interesuje i która zwykle nie chodzi na wybory. Ale to nie o tę część wyborców, którzy nie chcą korzystać z praw wyborczych, toczy się rywalizacja między partiami. Dziś najważniejsza i prawdopodobnie decydująca o wyniku jest mobilizacja elektoratu. Tak samo dla demokratów, jak dla populistów.

Przewagę ma obóz Kaczyńskiego, ale deficyt sił i środków po stronie demokratycznej można wyrównać sprawną kampanią wyborczą. Trzaskowski w rywalizacji z Dudą też miał początkowo słabszą pozycję, a niemal wygrał. Podobnie było z Komorowskim, który mógł wygrać, gdyby ludowcy nie wystawili Jarubasa.

Tu wracamy do paktu Hołowni z Kamyszem. Uśmiechy i padanie sobie w ramiona obu liderów nie sprawiały wrażenia, że są szczere. Bo są tylko polityczną kalkulacją, jak utrzymać się na powierzchni. To jest cel dla nich ważniejszy niż odsunięcie PiS od władzy. Dla przyszłości Polski ważniejsze jest powstrzymanie autorytaryzmu, czyli pokonanie obozu Kaczyńskiego. Hołownia i Kosiniak-Kamysz działają, jakby ignorowali podstawowy fakt polityczny: nie działamy dziś w sytuacji normalnej. Każde wybory po 2015 r. są walką o Polskę demokratyczną, zakotwiczoną cywilizacyjnie w Zachodzie. Tu nie ma „trzeciej drogi”.