Kłamstwo modelowe

Codziennie bombarduje nas rosyjska propaganda o napaści Putina na Ukrainę. Codziennie poza Rosją wysiłkiem wielu ludzi obnażane są jej kłamstwa. Propaganda się tym nie przejmuje, bo jej adresatem nie są demaskatorzy, tylko mieszkańcy Rosji i jej zwolennicy na całym świecie, w tym na Zachodzie i w Polsce. Wzory tej propagandy powstały wiele dekad temu. Dla nas w Polsce tym wzorem pozostaje sowiecka propaganda o Katyniu.

Moskwa przyznała się do zbrodni na wziętych do niewoli polskich oficerach, w tym mego stryja, równo po 50 latach od jej popełnienia, za Gorbaczowa. Nikt z wysokich rangą polityczną lub wojskową funkcjonariuszy sowieckich odpowiedzialnych za zbrodnię nie stanął przed sądem. Za to Sowiety usiłowały oskarżyć o nią Niemców w procesach przed alianckim Trybunałem Norymberskim już po zakończeniu II wojny światowej.

Sowiety od początku obciążały odpowiedzialnością Niemcy hitlerowskie. Polska – władze RP na uchodźstwie – od początku nie dały temu wiary i rozpoczęły własne dochodzenia podczas wojny. Moskwa kłamała, kluczyła, rozpuszczała plotki, że Polacy przepadli bez śladu w wojennej zawierusze albo zostali wywiezieni gdzieś na wyspy na Morzu Arktycznym. Dyplomaci, ministrowie i funkcjonariusze sowieccy odrzucali zarzuty, przedstawili własny raport potwierdzający rzekome dowody winy niemieckiej. Bo przecież jakiekolwiek podejrzenia to atak na Kraj Rad, produkt nienawiści i zazdrości kapitalizmu wobec komunizmu. Bo przecież nawet w wojsku Berlinga, ocalałego przed strzałem w tył głowy w zamian za przejście na stronę Sowietów, działał oddział „mścicieli Katynia”, którzy mieli dopaść nie NKWD, tylko Niemców.

Po obu stronach, zachodniej i sowieckiej, zbrodnia katyńska stała się politycznym gorącym kartoflem. Moskwa kłamała, Zachód nie chciał jej dalszego drążenia, bo Amerykanie za Roosevelta wierzyli, że powojennym światem będą rządzili razem z aliantami i Rosją. W wolnym świecie prawda była jednak znana, głównie dzięki gigantycznej pracy polskiej emigracji politycznej i jej instytucji.

W Sowietach po 50 latach kłamstwa katyńskiego zapadło ono tak głęboko, że przetrwało krótką pauzę prawdy i żyje do dziś. Ujawnione dokumenty NKWD i KPZS uważa się za fałszywkę. Decyzję o ich upublicznieniu przedstawia się w Rosji jako operację specjalną służb zachodnich, mających skłócić narody słowiańskie i rozciągnąć zachodnią strefę wpływów na Europę postkomunistyczną. W ten sposób rosyjskie kłamstwo o Katyniu dołączyło do kremlowskich kłamstw o zbrodniach popełnianych przez Rosję w Ukrainie. Polityczny cel jest ten sam: zaprzeczać faktom, by nie osłabiać morale społeczeństwa i supremacji reżimu.

U nas za PRL ludzie szli do więzienia za mówienie prawdy o Katyniu. Dziś prawda została przywrócona pamięci zbiorowej. To jedna ze zdobyczy systemu demokratycznego. W PRL tylko nieliczni mieli odwagę mówić prawdę o Katyniu, przychodzić na cmentarze, by zapalić świeczkę pod krzyżami katyńskimi. Często niszczyli je „nieznani sprawcy” na rozkaz ówczesnej władzy. Nie wszyscy wymarli, są gdzieś pośród nas. Co dziś myślą o roli, jaką wypełniali na służbie Polski komunistycznej? Na pokutę nigdy za późno.