Grochem o ścianę

W Wielką Sobotę dominikanin Marcin Mogielski ogłosił, że występuje z Kościoła rzymskokatolickiego i wstępuje do Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego, czyli do luteranów. Bo tu czuje się wreszcie u siebie.

Współbracia są zaskoczeni i zasmuceni. Zakon podkreśla, że nie ma mowy o żadnej karze, była to decyzja samego Mogielskiego, w każdej chwili może wrócić do wrocławskiego klasztoru, jego pokój czeka. Nie próbowano mu kneblować ust zakazem wypowiadania się w mediach, jak choćby księdzu Adamowi Bonieckiemu czy jezuitom Obirkowi i św. p. Musiałowi. Mogielski w ostatnich latach stał się osobą publiczną, występując w obronie ofiar pedofilii w Kościele, sam był jedną z nich. Jego wystąpienia w internecie mają wielki zasięg.

Dlaczego zmienił konfesję? Bo miał dość braku odpowiedniej reakcji systemu kościelnego na krzywdę ofiar. „Głośno wołam, głośno krzyczę za siebie, za innych. Jak grochem o ścianę”, mówił niedawno. Uważa, że zamiast krzyczeć, że to wszystko nieprawda, trzeba otworzyć kościelne archiwa, bo tylko to pozwoli ustalić, czy zarzuty przeciwko Wojtyle były zasadne. Zachowanie Kościoła w sprawie dochodzenia pełnej prawdy ks. Mogielski porównał z zachowaniem sekty, która „odcina wszystko, co nie pasuje”. A taki Kościół nazwał Kościołem tonącym w ciemności. Dla niego stracił wiarygodność, lecz sam pozostaje chrześcijaninem. Zmienił konfesję, nie stracił wiary.

Dlaczego to zdarzenie, jedno więcej wystąpienie z Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce, warto odnotować? Bo odszedł z niego duchowny szczególnie wrażliwy na sprawę skrzywdzonych. To dziś papierek lakmusowy chrześcijaństwa. Nie piękne słowa tu się liczą, ale czyny, czyli stosunek do ofiar i do prób ujawnienia, jak działa system, w którym dochodzi do zła drastycznie sprzecznego z naukami głoszonymi w Kościele. Tracąc takich ludzi jak Marcin Mogielski, Kościół w Polsce traci najwartościowszych duszpasterzy.

Drugim sprawdzianem jest stosunek do upolitycznienia Kościoła. W sytuacjach gdy władze polityczne łamią prawa człowieka, Kościół może i powinien wspierać niesłusznie prześladowanych i ich obrońców. Ale zawierając przymierze z prześladowcami, przekreśla swoją misję społeczną, którą jest właśnie obrona wykluczanych z powodów ideologicznych i politycznych. Kościół rzymskokatolicki traci autorytet w oczach ludzi wrażliwych na fałsz i obłudę z obu tych powodów. Nie można mówić o jego odnowie tak długo, jak długo będzie oblewał oba sprawdziany.