To już rok nieszczęścia

Humanitarny bilans inwazji Rosji na Ukrainę budzi przerażenie. Woła o zastopowanie machiny wojennej Putina wspólnym wysiłkiem ukraińsko-zachodnim. Według danych ONZ opublikowanych tuż przed rocznicą brudnej wojny Putina śmierć poniosło 7199 osób cywilnych, rany odniosło 11 756, ponad 14 mln musiało porzucić własne domy, 2,8 mln obywateli Ukrainy przymuszono do migracji na teren Rosji lub Białorusi.

To suche dane, które – po pierwsze – mogą być zaniżone, a po drugie, nie precyzują, z jakich przyczyn napadnięci mieszkańcy Ukrainy zginęli lub odnieśli obrażenia. Rosyjski agresor stosuje te same metody wojenne co podczas drugiej wojny: niszczenie, podpalanie, zbiorowe egzekucje, tortury, gwałty, czystki etniczne, wynaradawianie ukraińskich sierot, które wpadły w ręce Rosjan. Są to zbrodnie wojenne, kompromitujące sprawców i mocodawców. Nie powinny ujść bezkarnie. Dlatego tak ważne jest dokumentowanie w każdy możliwy sposób każdego dnia rosyjskiej inwazji.

Zbrodnie przeciwko ludzkości to nie wszystko. W objętej działaniami wojennymi Ukrainie rosyjski agresor dopuszcza się też zbrodni na dziedzictwie kulturowym. Celem ostrzału i ataków są muzea, biblioteki, archiwa. Rosyjscy agresorzy celowo niszczą, rabują, wywożą dobra kulturowe. Według danych UNESCO na 1 lutego na terytorium zajętym przez siły rosyjskie zniszczono 238 obiektów o znaczeniu kulturowym i historycznym. Metodą wynaradawiania okupowanej ludności jest narzucanie jej „standardów rosyjskich”. Nauka języka i literatury, kultury i historii ukraińskiej jest źle widziana i stopniowo eliminowana z programów szkolnych na terenach zajętych, czyli w jednej piątej kraju.

Te „standardy” są sprzeczne z prawem międzynarodowym. Władze Ukrainy uważają je za atak na ukraińską tożsamość narodową. Można by dodać, że to brutalne metody kolonialne. Imperium brytyjskie nie posunęło się tak daleko, żeby przerabiać tożsamość ludów, nad którymi panowało.

Giną korespondenci wojenni. Bez mediów 24/7 wiedzielibyśmy o tych zbrodniach rosyjskich dużo mniej. W ciągu pierwszego roku wojny w Ukrainie zginęło co najmniej czternaścioro pracowników ukraińskich i zagranicznych mediów, wśród nich pisarz Wołodymyr Wakulenko, którego ciało odnaleziono w dole wykopanym w podiziumskim lesie, kiedy siły ukraińskie odbiły Izium z rąk najeźdźców. Przykładem deptania prawa międzynarodowego jest los dziennikarza i aktywisty krymskiego Serwera Mustafajewa, który mimo że nie jest obywatelem rosyjskim, jest więziony na terenie Rosji. Cóż prostszego, jak porwać, zesłać i wykańczać gdzieś w dzisiejszym gułagu tych, którzy informują świat, jaka jest prawda o „specoperacji”.

Ilu jeszcze zginie ludzi w tej brudnej wojnie? Ile jeszcze terroryści rosyjscy zniszczą domów, osiedli, fabryk, trakcji, elektrowni, szpitali, szkół, przedszkoli, teatrów, kościołów, cerkwi, cmentarzy, domów opieki i ośrodków kultury. Jak długo napadnięte społeczeństwo będzie wydobywało się z traumy i jakim kosztem. Tym większy podziw budzi, że Ukraińcy podtrzymują swoje życie kulturalne i naukowe. Bo jak powiedział prezes ukraińskiego PEN Clubu Wołodymyr Jermolenko, „kultura nie uchroni nas przed bólem, ale może pomóc istotom ludzkim odnieść zwycięstwo w ich zmaganiach”. Próbują żyć normalnie, choć wszyscy wiedzą, że nie ma pewności, czy za chwilę nie spadną na nich rosyjskie bomby i rakiety. Nie ma słów, które ogarną bezmiar zniszczeń psychicznych, duchowych i materialnych spowodowanych inwazją. Jak można wierzyć w jakiekolwiek plany pokojowe z udziałem Rosji?

Putin chce udowodnić Rosji i Zachodowi, że ostatecznie wyjdzie na jego, czyli siłą i przemocą podporządkuje Ukrainę, zlikwiduje jego elitę i upokorzy Zachód, który mu się przeciwstawił w solidarności z nową niepodległą Ukrainą. Nie łudźmy się, że Putin usiądzie dobrowolnie do stołu rokowań pokojowych ani że ekipa Zełenskiego odstąpi od swoich warunków. Nie ma tu przestrzeni na kompromis. Może być tylko zamrożenie konfliktu, jak w Korei.