Aresztowana z patriotycznego donosu

Mało co oburza tak mocno, jak damski boks w rękawicach zamordystycznego państwa. Sądy rosyjskie wlepiają drakońskie kary za obywatelskie nieposłuszeństwo. Nie za podburzanie do buntu czy do przemocy, tylko za pacyfistyczne komentarze na social mediach. Za brak zachwytu z powodu napaści Putina na Ukrainę. Za pisanie i mówienie prawdy przez obywateli rosyjskich o rosyjskich zbrodniach wojennych. Agresor zakneblował społeczeństwu usta, grożąc takimi karami za publikowanie poglądów, opinii i faktów sprzecznych z linią wojennej propagandy kremlowskiej.

Dwa najnowsze przykłady to sprawy dwu kobiet, 20-letniej studentki Ołesi Kriwcowej i ponad dwa razy starszej dziennikarki Marii Ponomarenko. Obie trafiły w łapy sędziego ślepo posłusznego władzy. Pierwsza czeka na wyrok w areszcie domowym, w elektronicznej obroży na nodze. Może na tej samej, na której ma wytatuowanego pająka o twarzy Putina okolonej cytatem z Orwella: „Starszy brat ma was na oku”. Za wpisy na Instagramie grozi jej dziesięć lat kolonii karnej.

Drugą aresztowano za to, że napisała prawdę o zbrodni wojennej w Mariupolu, gdzie rakiety rosyjskie uderzyły w gmach teatru, zabijając co najmniej 300 osób cywilnych, w tym dzieci. Rosjanie ogłosili, że to nie oni, tylko Ukraińcy. A skoro tak mówi propaganda wojenna, to dziennikarkę, która mówi, że to kłamstwo, trzeba wsadzić na sześć lat i pozbawić prawa do wykonywania zawodu.

Obie sprawy opisał korespondent BBC w Moskwie Steve Rosenberg, więc nabrały rozgłosu globalnego. Ofiarom raczej to nie pomoże, tylko jeszcze ich los pogorszy. Jedyne pocieszenie dla nich i dla bliskich, to że świat się o nich dowiedział. Obie uważają, że patriotyzm każe mówić prawdę o wojnie. Propaganda i wierzące w nią miliony obywateli Rosji uważają, że prawdomówczyniom kara się należy, bo przecież „giną nasi chłopcy”. Studenci z syberyjskiej uczelni Ołesi po dyskusji w internecie uznali, że trzeba złożyć na nią donos. I złożyli. Tak działa strach i nacjonalistyczna głupota. Nie liczą się z tym, że kiedyś będzie trzeba spojrzeć koleżance w oczy.

Rosja ma taką przemoc w genotypie swej polityki wewnętrznej i zagranicznej. Zarówno wobec rządów, które jej nie ulegają, jak i wobec własnych i obcych obywateli, poszczególnych jednostek, które stają przeciwko rosyjskiej polityce z podniesionym czołem. Tego zamordyści nie wybaczają. Jednostka w tym genotypie to mierzwa historii, zero, co samo nie ruszy kłody, musi iść w szeregu, milczeć lub gnić w obozie karnym i zginąć. Tak się w nowożytnej Rosji traktuje dysydentów od czasów caratu.

W systemie demokratycznym pacyfistów lub po prostu krytyków wojny na dziesięć lat do więzienia nie pośle żaden niezawisły sąd. Władza nie rozpędza masowych demonstracji wojennych. W mediach mogą swój sprzeciw przedstawić szerszej widowni. Bertrand Russell za pacyfizm trafił do brytyjskiego aresztu podczas pierwszej wielkiej wojny, ale kontynuował karierę naukową bez przeszkód po odbyciu kary, wojnę z Hitlerem uznał za warte poparcia mniejsze zło, a na koniec zdobył Nobla. Nikt mu w Anglii sumienia nie łamał, nie nawracał na państwową ideologię imperialną, mógł myśleć i działać w zgodzie ze swym światopoglądem.

W Rosji sowieckiej wybitny fizyk nuklearny Sacharow, laureat pokojowego Nobla, był za działalność w obronie praw człowieka i za potępienie radzieckiej inwazji Afganistanu nękany aż do czasu Gorbaczowa. Władze nie pozwoliły mu odebrać osobiście Nobla, ociągały się z wysłaniem jego żony na operację do USA, ustąpiły, gdy rozpoczął strajk głodowy. Szef KGB Andropow uznał za wroga publicznego numer jeden człowieka, który w normalnym państwie byłby powodem do dumy.

W Anglii nawet „dobrze urodzony” faszysta Oswald Mosley nie został powieszony wzorem hitlerowskim na haku jako zdrajca, gdy wybuchła wojna z Hitlerem, tylko w środku tej wojny został zwolniony z aresztu, a potem kandydował jeszcze (bezskutecznie) do brytyjskiego parlamentu. Demokracji wystarczyło, że się okrył hańbą, popierając totalitarną ideologię (był najpierw konserwatystą, potem socjalistą, w końcu faszystą – dziś w polityce europejskiej i polskiej znów taką ścieżką toczą się niektóre kariery).

W Rosji sądy i media są ramieniem władzy i wykonują jej politykę. Fasada jest wzorowana na systemach demokratycznych. Ale treść jest totalitarna. Weźmy przykład innej Rosjanki, tym razem negatywny. Niejaka Maria Lwowa-Biełowa, żona księdza prawosławnego, matka dziesięciorga dzieci, wyznaczona na stanowisko państwowego rzecznika praw dziecka, zajmuje się selekcją ukraińskich dzieci, które trafiły pod kontrolę rosyjską pod kątem ich rusyfikacji. Jeździ po separatystycznym Donbasie i wysyła dzieci do obozów na terenie FR celem wynarodowienia przez rosyjskie rodziny adopcyjne (raport ze śledztwa komisji Uniwersytetu Yale).

Oczywiście wersja rosyjska odwraca narrację: tylko Rosja troszczy się o ukraińskie sieroty porzucone przez rodziców na terenach objętych walkami. Rosjanie muszą kłamać lub iść w zaparte, bo na porywanie i wynarodawianie dzieci są w prawie międzynarodowym karne paragrafy jak za zbrodnie wojenne. Ale Rosja chce się przecież przedstawiać jak ofiara napaści kolektywnego Zachodu, więc wystawia Rosjankę tulącą ukraińskie dzieci jako przykład prawdziwego humanitaryzmu. I tak w kółko na każdym polu. Łże-rzeczniczki nie ma co żałować, włos jej z głowy nie spadnie, bo to wzorcowa patriotka Rosji putinowskiej.

Bronić musimy Ołesi Kriwcowej i Marii Ponomarenko, prawdziwych ofiar wielkoruskiego patriotyzmu zamkniętego, niepokornych, niezależnych i niestrachliwych przedstawicielek patriotyzmu otwartego. Sa dwie księgi ludzkich dziejów: hańby i chwały. Obie dzielne kobiety już przeszły do księgi chwały.