Uderzą znów w rocznicę napaści

Za niespełna trzy tygodnie okrągła rocznica zbrojnej i bezprawnej napaści Rosji na Ukrainę. W mediach i w internecie przepowiednie, że Rosjanie zaatakują ponownie z Białorusi i z północy w kierunku na Kijów i Równe. Po to gromadzą nowe siły i sprzęt. Są też zapowiedzi, że masowy atak pójdzie na Donbas, by Rosja miała już pełną kontrolę nad tym teatrem wojny. Nowy atak w rocznicę napaści to zapewne marzenie kremlowskiej propagandy i samego Putina. Czy marzenie się spełni?

Władze polityczne i wojskowe Ukrainy też ostrzegają, że sytuacja jest bardzo trudna. Codziennie apelują o jak najszybsze dostawy zachodniej broni. Nie tylko o czołgi, ale też o broń przeciwlotniczą i samoloty. Apele nie przechodzą mimo uszu Zachodu, ale powstaje dramatyczne i fundamentalne pytanie: czy Zachód zdąży przed rocznicą? Słyszymy przecież, że nowy sprzęt dotrze w perspektywie do trzech miesięcy, czyli za późno, by Ukraina mogła z niego skorzystać w obronie przed zapowiadanym nowym atakiem. Strach pomyśleć, jakie byłyby tego skutki.

Koszta wojny rosną po obu stronach, ale Rosja ma większe zasoby i zapasy. Ukraina jest wciąż zdeterminowana, wciąż może liczyć na zachodnią pomoc, ale na Kremlu też determinacja nie słabnie, bo dla ekipy Putina zduszenie oporu Ukraińców to być albo nie być. Chcą się ostatecznie rozprawić z Ukrainą prawdopodobnie do majowej rocznicy kapitulacji III Rzeszy, najpóźniej do lata. Aby ogłosić, że „nazizm” ukraiński i natowski poniósł zasłużoną klęskę. Nie będą się liczyć z ofiarami i kosztami.

Z każdym dniem barbarzyńskiej napaści słychać coraz głośniejszy chór ukrainożerców i putinofilów. W czwartkowej „Gazecie Wyborczej” Tomasz Piątek opisuje przypadek Andrzeja Zapałowskiego, radnego przemyskiego, którego wspiera Grzegorz Braun, a głos mu dają skrajnie prawicowe media w internecie i putinowski serwis Sputnik. Za zapraszanie gości z Polski odpowiada tam wydalony siedem lat temu z naszego kraju Rosjanin Swiridow, znajomy Brauna. Gdy poseł PO Marek Rząsa zrobił to, czego należałoby się w sytuacji wojennej spodziewać po organach państwa polskiego, czyli potępił antyukraińskie wyskoki Zapałowskiego, ten wytoczył mu sprawę sądową.

Gdy świadkowie podczas rozprawy wskazywali na niebezpieczne związki radnego z propagandą kremlowską, Zapałowski oświadczył, że jest zaufanym współpracownikiem nie służb rosyjskich, ale… polskich. I z tego tytułu ma dostęp do tajnych informacji. ABW uchyliła się od jasnej odpowiedzi, czy to prawda, kontrwywiad wojskowy nie odpowiedział. Piątek pisze, że Macierewicz jako minister obrony i zwierzchnik SKW pozwolił Zapałowskiemu na wykłady w jednostce komandosów w Lublinie. Czy państwo polskie może być bezpieczne i skuteczne, gdy jego służby specjalne rzekomo ufają takiemu człowiekowi?

Dobrze wiadomo, że współczesna wojna toczy się nie tylko na polu bitew, ale też, może jeszcze intensywniej, w infosferze, w mediach, w kanałach internetowych rozpowszechniających dezinformację i propagandę. Rosja wyłożyła ogromne pieniądze, aby stworzyć cybernetyczne pięści do okładania jej przeciwników. Zachód, w tym Polska, wspierają Ukrainę dostawami broni, ale pomoc powinna też objąć zbudowanie – podobnie efektywnego jak rosyjski – systemu obrony demokratycznych społeczeństw przed propagandą rosyjską i antyukraińską. Jest karalnym nadużyciem wolności słowa podżeganie do przemocy, szerzenie kłamstw i nienawiści.