Czechom bliżej do Zachodu

Petr Pavel pokonał populistę Babisza w drugiej turze wyborów prezydenckich w Republice Czeskiej. Pavel, generał w stanie spoczynku, ma dobrą prezencję i proeuropejskie nastawienie. Babisz, nazywany przez krytyków czeskim Trumpem, to oligarcha i polityczny lawirant. Przegrana Babisza – wyraźna – to dobra wiadomość nie tylko dla Czech, ale i dla obozu demokratyczno-liberalnego w naszym regionie Europy.

Wybierając Pavla, Czesi uchronili swoje państwo przed orbanizacją. Babisz chwalił Orbána jak Kaczyński. Co gorsza, w debacie telewizyjnej z Pavlem między turami oświadczył, że trzeba mówić o pokoju, więc nie broniłby Polski przed napaścią Rosji. Sztabowcy szybko wymusili na nim odwołanie tej wypowiedzi. Nie był to jednak lapsus, jaki zdarza się każdemu politykowi w ogniu kampanii. Babisz żerował w jej trakcie na niepokojach wywołanych agresją Putina na Ukrainę. Przedstawiał rywala jako podżegacza wojennego i potencjalnego zamordystę, bo przecież wojskowy na czele państwa to prosta droga do autorytaryzmu.

W internecie szła cały czas kampania dezinformacji. Puszczono w obieg nawet plotkę, że Pavel nagle zmarł, więc nie ma sensu iść głosować. Demobilizacji elektoratu Pavla służyły inne kłamstwa na jego temat i wypominanie mu epizodu służby w armii czechosłowackiej. A jednak Babiszowi to wszystko nie dało wygranej. Unia Europejska uniknęła jednego więcej kłopotu w czasie wojny w Ukrainie. Prezydent Czech może mniej niż prezydent Polski, ale w niewielkim państwie i głęboko zlaicyzowanym – już od przedwojnia – społeczeństwie ma znaczny wpływ opiniotwórczy. Czechosłowacja była w międzywojniu potęgą gospodarczą i silną demokracją. Konfesje religijne, w tym Kościół rzymski, już wtedy traciły tam wpływ na politykę i nie odzyskały go po upadku komunizmu.

Babisz nie zniknie po przegranej, lecz w opozycji ma mniejsze możliwości rzucania kłód pod nogi nowemu prezydentowi. Kurs Pavla będzie prounijny i prozachodni. To zła wiadomość dla Kaczyńskiego i Orbána, a także dla poputczików putinizmu w Europie Środkowo-Wschodniej. Ciekawa sytuacja powstanie w Grupie Wyszehradzkiej: dwoje prezydentów i dwóch premierów proeuropejskich, dwóch prezydentów i premierów eurofobów. Cieszmy się, że Czechom bliżej do Zachodu niż do Wschodu.