Nowy pucz monachijski

To nie jakiś dreszczowiec polityczny, tylko mrożąca krew w żyłach rzeczywistość. Niemiecka policja federalna we współpracy z kontrwywiadem udaremniła próbę puczu, który od razu kojarzy się z puczem monachijskim hitlerowców. Trwają aresztowania i przeszukania. Niemieckie media podkreślają, że sprawa wygląda na najpoważniejszą od lat próbę zamachu na demokrację. Dobrze, że się nie powiodła, ale źle, że w ogóle próbowano ją podjąć.

Na razie wiemy tyle, że puczyści chcieli, wzorem trumpistów, zaatakować niemiecki parlament federalny z bronią w ręku, aresztować część deputowanych, zainstalować w konsultacji z Rosjanami nowy rząd, który nie uznaje Republiki Federalnej Niemiec. Wśród przywódców są niemiecki arystokrata i niemiecka sędzina, do niedawna deputowana do Bundestagu z ramienia skrajnie prawicowej partii AfD. Partia ma reprezentację także w Parlamencie Europejskim. Szczególnie niepokojący jest udział w próbie puczu ludzi powiązanych z wojskiem i niemieckimi specjalsami.

Skąd się wzięli niedoszli puczyści? W przeważającej części z niewielkich grup aktywnych w tzw. social mediach, ale też w realu. Spotykali się m.in. na paramilitarnych szkoleniach, obejmujących naukę strzelania z broni palnej. Te grupki to margines, lecz zorganizowany. Policja przeprowadziła obławę w aż 11 krajach związkowych. Na liście przeznaczonych do natychmiastowego zatrzymania jest ponad 50 osób.

Niepokoi również, że w ciągu zaledwie roku potencjalnym terrorystom udało się rozwinąć działalność. Gromadzili broń, wydawali broszury propagandowe. Skrzykują się pod hasłem ,,Obywatele Cesarstwa”. Hasło wyraża niechęć do demokracji, a sympatię do minionej potęgi. Zauważmy, że ich kontestacja Niemiec federalnych ma implikacje polskie. Oznacza, że nie uznają obecnych granic państwa niemieckiego i traktatów z powojenną Polską. To już nie rewizjonizm, ale rewanżyzm.

Szacuje się, że ten skrajnie prawicowy margines obejmuje blisko 20 tys. osób z obu części podzielonych po wojnie Niemiec. Niedużo, ale nazistów też na początku nie było wielu i też nie od razu wyszli z marginesu, zaliczając po drodze porażki. Zorganizowani fanatycy zwykle nie zrażają się do swej destrukcyjnej misji po kilku niepowodzeniach. Tylko praworządne ukręcenie łba hydrze może ich zniechęcić.

Dotąd demokratyczne państwo radziło sobie ze skrajną prawicą w Niemczech dość skutecznie, nie depcząc przy tym swobód obywatelskich. Ale nie do końca, bo jednak łeb hydrze odrastał. W mediach niemieckich głośno było o rosnących wpływach neonazistów w Bundeswehrze i służbach specjalnych. Sprawa planowanego puczu jest w toku. Możemy się spodziewać nowych alarmujących wieści. Nas w Polsce musi alarmować wątek kontaktów ,,obywateli cesarstwa” z pracownikami ambasady rosyjskiej w Berlinie. Jeśli się potwierdzi, to byłby to czerwony alert dla UE.

Jak nędzna w tym kontekście jest antyniemiecka polityka obozu Kaczyńskiego. Przecież obalenie ustroju demokratycznego w RFN i przejęcie tam władzy przez sprzymierzonych z Putinem odwetowców byłoby niezwykle niebezpieczne dla Polski. Mamy kolejny przykład, że w naszym narodowym interesie leży współpraca z demokratycznym państwem niemieckim, a nie jego antagonizowanie. Niemcy ,,cesarskie” to w polskich uszach brzmi tak samo ponuro, jak ,,carstwo rosyjskie”.