Sami się zweryfikujcie

Chcą obezwładnić Tuska pod pretekstem energetycznym. Bo o to politycznie chodzi w pisowskim projekcie ustawy o utworzeniu sejmowej komisji do zbadania polityki energetycznej państwa w latach 2007-22. Bartłomiej Sienkiewicz nazwał rzecz po imieniu: to byłaby komisja na Donalda Tuska.

Będą więc starali się tak pokierować pracami, by jej werdykt posłużył do pozbawienia Tuska prawa do funkcjonowania w życiu publicznym, w tym do bycia posłem i potencjalnym premierem po prawdopodobnym zwycięstwie w przyszłorocznych wyborach. Wydaje im się, że znajdzie się wreszcie kij na jedynego rywala Kaczyńskiego zdolnego z nim wygrać. Ale srogo się mylą, bo polityczne szydło już wyszło z pisowskiego worka i demokraci trąbią o tym od rana do wieczora, a niepisowscy dziennikarze mogą się tylko z nimi zgodzić. Te wszystkie próby sejmowe, by chronić swoich przed odpowiedzialnością za łamanie konstytucji i prawa, są tak łatwe do przejrzenia, że może je poprzeć tylko przestraszona pisowska nomenklatura.

Dominika Wielowieyska słusznie pisze w „GW”, że ta komisja weryfikacyjna to pisowskie bicie piany. Bo Polska ma dziś poważniejsze i aktualne problemy na tym polu – fuzję Orlenu z Lotosem, możliwość odsprzedaży części aktywów Lotosu Rosjanom, sprzedaż części Lotosu koncernowi węgierskiemu MOL, który realizuje prorosyjską politykę energetyczną Orbána. To, co w dobie pokoju i stabilności byłoby tylko biznesem, w dobie wojny Putina stało się kwestią racji stanu. Nie można z tym wyczyniać kuglarskich sztuczek w rodzaju zabezpieczania Sasina, żeby 70 mln za nielegalne wybory via Poczta Polska uszły mu na sucho.

A co do energii, to jeśli już kogoś pytać o zdanie na ten temat, to nie byłych premierów Buzka, Pawlaka czy Tuska, tylko wpływowych niegdyś ludzi PiS: Naimskiego i Piotra Woźniaka, do 2020 r. prezesa PGNiG. Naimski, jako jeden z nielicznych polityków w obozie Kaczyńskiego, ma nie tylko przyzwoitą opozycyjną kartę w PRL, ale też dobre rozeznanie w tej sprawie. Pewno dlatego musiał odejść, gdy godniejszym zaufania Kaczyńskiego okazał się Obajtek.

Wpływ Rosji na Europę demokratyczną wynikał z założenia, że handel z Rosją jest wzajemnie korzystny, a politycznie służy oddalaniu konfliktu. To założenie okazało się nieskuteczne. Rosji udawało się czerpać korzyści materialne i tworzyć infrastrukturę szantażu energetycznego. Wojna Putina wymogła na szczęście głęboką rewizję polityki wschodniej UE, w tym Niemiec. Wreszcie dostrzeżono, że Rosjanie przez lata infiltrowali i korumpowali Zachód ze wsparciem zachodniej skrajnej prawicy.

To jest prawdziwe wyzwanie: co zrobiły nasze służby specjalne, by utrudnić Rosjanom wykorzystywanie biznesu energetycznego do ich celów politycznych? Jakie to cele, pokazuje choćby afera multimilionera Falenty, handlarza węglem z Rosji i Azji posowieckiej. Zarzuca mu się – on zaprzecza – że w tym biznesie miały udział rosyjskie specsłużby. Tak czy inaczej, jest faktem, że przyczynił się do odsunięcia Platformy od władzy metodą nielegalnych podsłuchów. Rosja lubi zachodnią skrajną prawicę i populistów, więc po Platformie nie płakała.

Może dlatego, że celem jej strategii politycznej jest dezintegracja Zachodu. A przecież Kaczyński, Ziobro i przyjaciele krytykują Zachód i Unię 24/7. Straszą wyborców Zachodem, Kaczyński odrzuca wyciągniętą rękę Niemiec, szczują na Tuska, jedynego polskiego polityka, który uczestniczył aktywnie w spotkaniach najważniejszych polityków świata i miał realny wpływ na politykę UE. Że Niemcy źle się się bawią w energetykę z łaski Putina, Tusk ostrzegał w Unii, także w Polsce.

Jeśli miałoby dojść do powstania tej komisji, to zgodnie z proponowanym przez Kaczyńskiego mandatem, obejmującym okres do bieżącego roku, powinna się skoncentrować na ostatnich latach, a jej skład powinien być poza podejrzeniem, że chodzi o manipulację wymierzoną w Tuska.