„Biedna dziewczyna”

To jak Piłat w credo. Franciszek wplótł do ogólników o wojnie krwawy konkret: aluzję do zamachu, w którym zginęła w Moskwie Daria Dugina. Nie wymienił nazwiska, ale to ją nazwał „biedną dziewczyną” podczas audiencji publicznej w Watykanie. Zbiegła się z obchodami dnia niepodległości Ukrainy. Zaraz po wzmiance o zamachu uczestniczący w audiencji Ukraińcy usłyszeli od papieża, że „niewinni płacą za wojnę, na wojnie zarabiają handlarze bronią, to przestępcy, oni mordują człowieczeństwo”.

Ten skrót myślowy, wpisujący Duginę w poczet niewinnych ofiar wojny rozpętanej przez Rosję przeciw Ukrainie, wyjątkowo źle musiał zabrzmieć w uszach Ukraińców. Ukraiński ambasador przy Watykanie zareagował od razu: ta „biedna dziewczyna” bynajmniej nie jest niewinną ofiarą wojny. I taka jest prawda. „Biedna dziewczyna” była za tą wojną i wzywała w telewizji do eksterminacji Ukraińców, bo to podludzie. Jej ojciec, nazywany „mózgiem Putina”, wychował ją na wielkoruską nacjonalistkę. Podczas pogrzebu córki mówił, że żyła i zginęła tak, jak chciała: za Rosję, za prawosławie, za zwycięstwo w Ukrainie. Słowem, przedstawił ją jako męczennicę świętej sprawy Rosji.

Tylko że w oczach Ukrainy ta sprawa kojarzy się dziś z krwawą agresją, a nie z żadną świętością. W Dniu Niepodległości w rosyjskim ataku rakietowym na stację kolejową zginęło 22 osób cywilnych, w tym jedenastolatek. To on jest prawdziwym „biednym chłopcem”, niewinną ofiarą szaleńczej napaści Rosji. Na mistyczne uniesienia rosyjskich faszystów nie ma tu miejsca. Obrażają pamięć ofiat i prawdę. Wobec tej wojny nie można mieć żadnych etycznych wątpliwości, szczególnie kiedy się jest papieżem. Całą winę ponosi Rosja, jej elita, w tym Aleksandr Dugin, ideolog konfrontacji Rosji z Zachodem, i ta część społeczeństwa państwa rosyjskiego, która wojnę Putina popiera.

W mediach mnożą się spekulacje o zamachu. Przeważa opinia, że zginąć miał ojciec, a nie córka. Propaganda kremlowska już ma gotową opowieść o eksplozji. Stała za nią ukraińska agentka specjalna. Kto w tę wersję uwierzy poza rosyjską partią wojny? Nie ma też dowodów, że zamach był komunikatem ostrzegawczym rosyjskich mundurowych do Putina: kończ tę wojnę, bo za dużo kosztuje Rosję. Jakieś frakcyjne tarcia w elitach Rosji na pewno nie są fikcją, ale antyputinowskiej masy krytycznej w społeczeństwie rosyjskim jeszcze nie widać.

Tak czy owak, Dugina zginęła, a zamach zszokował Rosję, bo pokazał, że putinowski kordon bezpieczeństwa wokół obywateli i elity nie zadziałał w jej przypadku, więc może zawieść w każdym innym. Rosja poniosła też inne straty: pół świata poznało doktrynę Dugina, wielkoruski faszyzm, dążenie do zniszczenia Zachodu i zdobycia władzy nad planetą przez „Eurazję”. Skłonni do ustępstw politycy zachodni muszą się z tym teraz zmierzyć: bo co jeśli Dugin jest rzeczywiście „mózgiem Putina”? Ugłaskiwanie Kremla byłoby wtedy samobójstwem Zachodu.

Samobójcza wydaje się też linia papieża w sprawie wojny w Ukrainie. Mieszanie napadniętych z napadającymi nie tylko obraża rozum i sumienie, ale jest też politycznie nieskuteczne, bo wojna trwa już pół roku. Zabijanie niewinnych ludzi, w tym dzieci, to zbrodnia. Jednak karanie za słowa mogące prowadzić do zabijania nie jest w praworządnych państwach Europy rzadkością, byle proces był uczciwy, a dowody niezbite.

Gdyby Rosja była państwem prawa, a nie Putina, a Dugina orędowałaby w praworządnej Rosji za wojną i zabijaniem Ukraińców, to stanęłaby przed niezawisłym sądem za mowę nienawiści i szerzenie totalitarnej ideologii, miałaby uczciwy proces i adwokatów, i usłyszałaby sprawiedliwy wyrok. Żyłaby dalej, papież nie musiałby się litować nad „biedną dziewczyną”. Niestety takiej Rosji nie ma, a Daria Dugina mentalnie wydaje się ofiarą tej Rosji, jaką zbudowali Putin i jej ojciec przeciwko Rosji Politkowskiej, Niemcowa i Nawalnego.