„Odstrzelić” Tuska

Dawny skandalista literacki Robert Tekieli namawia publicznie do „odstrzelenia” Donalda Tuska, najlepiej trzy miesiące przed wyborami. Krystyna Pawłowicz, notoryczna skandalistka polityczna, drwi z fotomontażu z Tuskiem, zestawiając go z Hitlerem. Na Tuska wylał się hejt, nie tylko pisowski, za to, że powiedział prawdę o obecnej kondycji Sejmu. Co im ten Tusk tak wadzi, przecież w rankingach nieufności idzie łeb w łeb z Kaczyńskim?

Wadzi im, bo młodszy, ma dobrą prezencję, mówi dobrze po angielsku, nie uciekł na urlop przed wyborcami, jak Kaczyński i inni funkcjonariusze pisowskiej nomenklatury, choć lato mamy gorące politycznie, a może właśnie dlatego. Tusk, jaki jest, wiemy dobrze. Nic też nie pomogą wysiłki pisowskich piarowców, by ukryć prawdę o Kaczyńskim: gdyby dziś stanęli twarzą w twarz w debacie, prezes przerżnąłby z kretesem, coś jak Miodowicz z Wałęsą.

Tusk jest też bardziej wygadany, łapie kontakt z ludźmi, a nie tylko z wyselekcjonowanymi wyborcami, na spotkaniach unika mentorskiego tonu, staje nie za pulpitem z podnóżkiem jak Kaczyński, tylko w kręgu uczestników spotkania, zaznaczając równy status. Jest po prostu lepszy jako lider. I dlatego media pisowskie, na czele z kurwizją, atakują Tuska 24/7.

Ma też program, wbrew insynuacjom przeciwników i wrogów. Na każdym publicznym spotkaniu mówi bez ogródek, na czym polega zło kaczyzmu i jak je rozbroić. Hasłem Mazowieckiego podczas jego kampanii prezydenckiej była „siła spokoju”. Ale wtedy nie dało mu to zwycięstwa ani z populistycznym Wałęsą, ani z szemranym Tymińskim. Na szczęście Wałęsa po doświadczeniu z Kaczyńskimi u swego boku wrócił w końcu do głównego nurtu, czyli polityki zgodnej z interesem odrodzonego państwa polskiego.

Jarosław Kaczyński obrał i kontynuuje całkiem inny kurs. Porzucił już w latach 90. dążenie do zbudowania silnej chadecji, przerzucił się na miękki nacjonalizm podbity ludowym katolicyzmem. Dziś, pod ciśnieniem ziobrystów i skrajnej prawicy, idzie coraz bardziej w stronę wojny kulturowej z liberalnym Zachodem. Dowodem tej przemiany, zabójczej dla Polski, bo izolującej nas od Brukseli i Waszyngtonu, jest montowanie jakiegoś przymierza ze skrajną prawicą w Europie, do której należą przyjaciele Putina, Le Pen, Salvini, no i Orbán.

Tusk to antypody takiej polityki. Pokazuje, że jest dla niej alternatywa: że tak być nie tylko nie musi, ale nie powinno. Właściwie hasło „Siła spokoju” pasuje i do Tuska. Krew go nie zalewa na ten stek obelg, a szanse zwycięstwa ma lepsze, choć i jemu brużdżą współcześni Tymińscy. Polska to dużo więcej niż PiS, krytyka polityki pisowskiej to nie „atak na Polskę”, tylko odrzucenie linii Kaczyńskiego. Odsunięcie go od władzy daje szansę, że Polska odzyska swój dawny status lidera „nowej Unii” i wszystkie związane z nim korzyści, w tym fundusze unijne.

W tym kontekście fraza Tekielego, żeby „odstrzelić Tuska”, oznacza skrajną desperację obozu Kaczyńskiego. Boją się przegranej, wzywają do wykasowania rywali. Czym się to różni od nawoływań wielkoruskiego faszysty Dugina, by zabić przywódców Ukrainy? Faszyści zabijają, by pozbawić ludzi wyboru i narzucić im jedną jedyną doktrynę, ideologię, jednego wodza, jeden język, jeden punkt widzenia na wszystko, co ważne w życiu jednostki i społeczeństwa.

Tekieli, gdy wybuchło oburzenie jego wistem, podkulił ogon, że chodziło mu o „wymianę lidera”, Pawłowicz przeprosiła w pisowskim stylu: nie dawaj pretekstu. To nieszczere, wymuszone kroki w tył. Wyobrażacie sobie reakcję obecnej władzy, gdyby ktoś z obozu demokratycznego sobie „zażartował”, że trzeba „odstrzelić Kaczyńskiego”? No właśnie. Tusk z Platformą nie powinni jednak obracać takich wypowiedzi w podły żart przeciwnika politycznego. Słowa i idee mają swoje konsekwencje w realnym życiu. Przemoc retoryczna może łatwo przejść w realne zabijanie.