Archie

Archie Battersbee nie musiał umrzeć, przeżywszy zaledwie 12 lat. Może by wystarczyło, żeby rodzice z nim porozmawiali o zagrożeniach czyhających na takich chłopaków w internecie. Matka wspomniała już po wypadku, że takim śmiertelnym zagrożeniem mogło być uczestnictwo w swego rodzaju igrzyskach śmierci online. Uczestnicy mają dać dowód, że nie boją się podjąć wyzwania: pokaż nam, jak długo dasz radę żyć w czarnej dziurze bez tlenu?

Mogło tak być, że chłopak stanął do takich śmiertelnych zawodów. Nie ostrzeżono go dostatecznie wyraźnie ani w domu, ani w szkole, ani w środowisku rówieśniczym. W kwietniu znaleziono go nieprzytomnego w domu. Nie odzyskał przytomności. Lekarze stwierdzili nieodwracalne uszkodzenie pnia jego mózgu. Sędziowie w konsultacji z lekarzami orzekli, że należy odłączyć go od aparatury podtrzymującej funkcje życiowe.

Takie tragedie zdarzają się rzadko. Rozpalają wielkie emocje. Dla rodziców i bliskich straszna sytuacja. Wiedzą, że dziecko żyje dzięki technologii, a nie o własnych siłach. Ale trudno im uwierzyć, że nie ma nadziei, że to koniec. Odpychają rzeczywistość. Matka mówi, że zauważyła u syna oznaki życia, ale lekarze nie reagowali. Ludzie doświadczeni takim dramatem reagują różnie. Zdarzają się rodzice, którzy godzą się na pobranie narządów zmarłego do przeszczepienia innej osobie, która dzięki temu będzie mogła żyć. Nie podważają diagnozy medycznej, nie zaskarżają do sądu lekarzy i szpitali.

Zrozpaczeni rodzice Archiego próbowali przedłużyć jego życie. Składali wnioski do sądów brytyjskich i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka o odroczenie terminu wyłączenia aparatury. Wnioski oddalono, bo mechaniczne przedłużanie jego funkcji biologicznych nie dawało w ocenie lekarzy szans na poprawę. Tylko agenda ONZ do spraw osób niepełnosprawnych poparła starania rodziców, lecz sądy brytyjskie nie muszą się kierować jej opinią. Trybunał europejski uznał, że nie ma kompetencji w sprawie Archiego. Rodzice złożyli wniosek o przeniesienie chłopca ze szpitala do hospicjum. Wniosek oddalono, bo transport mógł tylko pogorszyć stan chłopca.

Matka uważała, że Archie powinien odejść w godny sposób. Widocznie warunki szpitalne rodzice uznali za mniej godne niż hospicyjne. Do końca rodzinę wspierały organizacje chrześcijańskie. Archie zwrócił się ku chrześcijaństwu pod wpływem kolegów, z którymi ćwiczył mieszane sztuki walki: przed zawodami się modlili. Tamtejsze Kościoły instytucjonalne nie zajęły stanowiska. Chłopak zmarł w szpitalu w sobotę 6 sierpnia, wkrótce po odłączeniu aparatury, w obecności rodziców.

Tylko rodzice Archiego znają całą prawdę o tragedii. Nie mamy prawa do rzucania w nich kamieniami. Matka chłopca wyrzuca sobie, że z nim nie rozmawiała o pułapkach w internecie. Zdarza się, że rodzicom brakuje czasu i/lub odwagi, by rozmawiać z dziećmi o trudnych tematach. Cóż, lepiej podjąć wyzwanie, nim będzie za późno.

Nie mamy też tytułu do osądzania lekarzy i sędziów, bo nie znamy całej prawdy. Każda taka tragedia zasługuje jednak na publiczną uwagę. Dzisiejsza technologia i wiedza medyczna czynią cuda, które jeszcze niedawno były niemożliwe. Ale zarazem stawia zupełnie nowe pytania.

Jednym z nich jest sprawa terapii uporczywej. Papież Karol Wojtyła uważał, że osoba w stanie „wegetatywnym” pozostaje osobą ludzką, której należy zapewnić opiekę pozwalającą na zachowanie godności. Z drugiej strony dopuszczał odrzucenie uporczywej terapii, bo uważał taką decyzję za przejaw szacunku wobec pacjenta, który ma prawo do naturalnej śmierci.

Czy należy podtrzymywać życie, gdy rokowania nie dają nadziei? Pomińmy aspekt techniczny i kwestię kosztów. Skupmy się na aspekcie moralnym. Instynkt życiowy podpowiada, żeby „walczyć” do końca. Czasem zdarzają się wybudzenia po latach. Zgoda na zaprzestanie uporczywej terapii dla bliskiej osoby w stanie „wegetatywnym” to ciężar ponad siły.

Przedłużanie tego stanu może dawać bliskim komfort moralny, lecz nie zmieni sytuacji osoby mechanicznie podtrzymywanej przy życiu. Nie zmieni jej zainteresowanie mediów ani wykorzystywanie jej w celach walk ideologicznych i kampanii politycznych. Decyzje muszą podjąć lekarze i bliscy. To jest po ludzku najtrudniejsze.