Franciszek już nie imponuje

Nie dziwi, że w Polsce autorytet papieża Franciszka maleje. Dziwi, że na prawicy podważa się jego pontyfikat za rzekome „lewackie” odchylenie. „Lewactwem” dla polskiej prawicy jest generalnie wszystko, co odrzuca „prawactwo”, czyli „katolicką kontrrewolucję” Kaczyńskiego, Jędraszewskiego, Czarnka i Rydzyka. Zero „jakichś tam praw człowieka” i „ideologii LGBT”, a teraz „mody, że Staś to Zosia od godz. 18”. To na użytek „ciemnego ludu” wyborczego. Dla bardziej zaawansowanych prawica pisowska gra płytę „porzućmy Unię Europejską, odbudujmy civitas christiana”.

Spadek pozytywnych ocen Franciszka jest wyraźny. Według świeżego badania ośrodka CBOS dziś darzy go uznaniem 57 proc. pytanych. To wciąż większość, ale siedem lat temu papież z Argentyny ciszył się u nas uznaniem aż 84 proc. ankietowanych. Co się stało?

Stała się wojna Putina z Ukrainą, wobec której Franciszek zajął bulwersująco niejednoznaczne stanowisko, gdy rzesze polskich obywateli nie miały wątpliwości, że brudną wojnę należy jednoznacznie potępić i wskazać palcem winowajcę. Natychmiast ruszyła oddolna, spontaniczna i masowa pomoc obywatelska dla kobiet i dzieci, które szukały w Polsce schronienia. Tymczasem papież moralizował, że nie ma wojny sprawiedliwej, i obarczał winą za krwawą agresję Rosji „szczekanie” NATO u jej wrót.

Gdy Kijów odwiedzali na znak solidarności z walczącą Ukrainą przywódcy zachodni, a także polscy, również z opozycji, Franciszek dywagował, że sam też chce przyjechać do Kijowa, ale uważa, że najpierw powinien jechać do Moskwy. Teraz znów powiedział agencji Reuters, że Watykan stara się, by Putin otworzył małe okienko dla Franciszka, i jeśli Putin jednak okienka dla Franciszka nie otworzy, to może papież w drodze powrotnej z Kanady, dokąd ma się wybrać pod koniec lipca, odwiedzi Ukrainę.

Drogi między Polską a Franciszkiem w sprawie napaści Rosji na Ukrainę rozeszły się drastycznie. Rozeszły się też w sprawie pedofilii w Kościele. W obu sprawach Franciszek powiedział wiele słów prawdy, ale zabrakło jednoznacznego świadectwa, choćby przy okazji zarzutów wobec kard. Dziwisza. Dzięki dokumentalistom wiemy dziś w Polsce dużo więcej, jak działa u nas kościelna omerta, zmowa milczenia o księżach krzywdzicielach i system tuszowania ich przestępstw. Suchym komunikatem watykańskim opinia katolicka w Polsce już się nie zadowoli. Zresztą nawet gdyby komunika był wyczerpujący, wskazywał mechanizm, też by nie zahamował oddolnej laicyzacji polskiego społeczeństwa. Bo takie jest tło spadku wiarygodności Kościoła, Watykanu i samego Franciszka.

Na polskiej prawicy wizerunek papieża Bergoglio też nie błyszczy. Publicyści tłumaczą brak nominacji kardynalskich dla dygnitarzy Kościoła w Polsce – na czele z abp. Jędraszewskim, biczującym ludzi LGBT z zajadłością Kaczyńskiego – tym, że Franciszek nie lubi tego Kościoła, bo jest mu bliżej do jakiejś wymyślonej przez tych publicystów frakcji relatywistów w Kościele i poza nim niż do ich demaskatora Ratzingera, dziś papieża emeryta. Czy Franciszek lubi czy nie lubi polskich biskupów, tego się nigdy nie dowiemy, ale notoryczne ich omijanie przy rozdzielaniu kardynalskich kapeluszy rzeczywiście rzuca się w oczy i może być szyfrowaną depeszą: przestańcie być bardziej papiescy od papieża!