Płot straszydło

Za pomysł z kosztownym ogrodzeniem na granicy polsko-białoruskiej nie ma co chwalić pisowskiej władzy. Chwalić można ludzi dobrej woli, którzy usiłowali nieść pomoc migrantom wplątanym w rozgrywkę Putina i Łukaszenki, którzy tych ludzi wykorzystali do swych brudnych celów. To była przygrywka do agresji na Ukrainę.

Testowano zdolności przeciwdziałania ze strony służb granicznych Polski i Litwy, państw natowskich. Nic w historii nie zdarza się jednak dokładnie tak samo. Operacja rosyjsko-białoruska spełzła na niczym, powtórki nie będzie, tylko uciekinierów żal. Tych, którzy w lasach nie dali rady przeżyć, i tych, których wypychano z powrotem do lasu.

Żal też szykanowanych ludzi dobrej woli. Ich spontaniczna akcja pomocy była znakiem, że społeczeństwo obywatelskie potrafi się samoorganizować w dobrej sprawie. Mamy wśród nich znajomych, wiemy, jak absurdalnie utrudniano im działanie i jak mimo szykan, a nawet represji, potrafili osiągać swoje dobre cele.

Wielu z nich włączyło się z podobną determinacją w akcję pomocy Ukraińcom, gdy Rosja Putina zaatakowała ich kraj. Za obie akcje należy im się nasze podziękowanie. Nie dali się propagandzie strachu. Poniosła ona fiasko, bo żadnych aktów terroru na granicy polsko-białoruskiej nie odnotowano. Nie było też masowego napływu migrantów. Większość, przedostawszy się do Polski, ruszyła szukać lepszego życia poza nią.

Tylko płot pozostał. Do niczego niepotrzebny, bo kolejnej fali migrantów nie będzie. I niedający gwarancji, że powstrzyma ewentualny napór wojsk Łukaszenki. Będzie stał jak bunkry graniczne budowane przez Niemców czy Sowietów podczas drugiej wojny światowej. Lekcja napaści Putina na Ukrainę pokazuje, że generałowie szykują się na minione wojny. Nie płoty i bunkry mogą powstrzymać agresję, lecz wspólne działanie sojuszników.

Dlatego uwagi krytyczne Donalda Tuska o wynikach szczytu NATO w Madrycie uważam za uprawnione. Tusk w żadnym stopniu nie dezawuował szczytu, tylko domagał się od obecnego obozu władzy w Polsce więcej determinacji. Tak byśmy zobaczyli, że rolę Polski NATO rzeczywiście widzi inaczej w zupełnie nowej, wojennej sytuacji. Wzywał do pokazania konkretów, a nie tylko składania deklaracji. Polska będzie bezpieczniejsza, gdy siły natowskie i baterie patriotów zagoszczą u nas na stałe, a nie tylko rotacyjnie. Chodzi o to, by w razie ataku rosyjskiego Polska nie musiała czekać tygodniami na siły uderzeniowe NATO i dostawy broni.