Szantaż Cyrylem
Viktor Orbán nie ma problemu z szantażowaniem Unii wetem, a Unia jest bezsilna, bo ważne decyzje musi podejmować jednomyślnie. Orbán wykorzystuje tę bezsilność cynicznie i skutecznie. Teraz w kontekście brudnej wojny Putina. Udało mu się na długie tygodnie zablokować uchwalenie szóstego pakietu sankcji na Rosję. W końcu dopiął swego, Węgry wyłączono, jak tego żądał, z embarga na rosyjską ropę naftową.
Gdy wszystko było uzgodnione w gronie szefów państw członkowskich, wrzucił nowego szczura: zażądał wykreślenia z najnowszej listy Rosjan objętych sankcjami szefa rosyjskiej Cerkwi Cyryla. Bo Orbán jest za wolnością religii, a przywódcy religijni powinni być nietykalni z racji swego stanowiska. Unia zazgrzytała zębami i wykreśliła. Bo chwalenie sankcji uznała za ważniejsze niż droczenie się z Orbánem o Cyryla.
A jednak warto się było droczyć, tak jak warto się droczyć z Kaczyńskim o prawdziwy powrót do rządów prawa w Polsce. Patriarcha, właśnie dlatego, że jest naczelnikiem rosyjskiego prawosławia, zasługuje, żeby miał trochę mniej klawe życie. Prawdziwy lider religijny nie może w naszych czasach popierać żadnej agresywnej wojny gdziekolwiek na świecie.
Cyryl otwarcie popiera napaść Rosji na Ukrainę i bezwstydnie kłamie, że Rosja nigdy nie wydała nikomu wojny. Odgrywa w Rosji Putina taką rolę, jaką odgrywali chrześcijanie i niektórzy chrześcijańscy biskupi popierający Niemcy Hitlera. Ich postawa dodatkowo zamieszała w głowach i sumieniach niemieckiego społeczeństwa. Otwarcie sprzeciwili się nazizmowi tylko nieliczni i zapłacili życiem za chrześcijańską postawę. Żaden totalitaryzm nie toleruje żadnej jawnej opozycji, religijnej czy niereligijnej.
Każda próba zniszczenia jedności Zachodu i Unii jest mile widziana w Rosji. Jeśli szprychy w koła rzuca szef rządu państwa członkowskiego UE, to tym większa gratka dla kremlowskiej propagandy. A jeśli staje w obronie szefa moskiewskiej Cerkwi, to jeszcze lepiej, bo pośrednio go rozgrzesza.
Co więcej, cieszy się też Watykan, który wciąż uważa Cyryla i innych funkcjonariuszy reżimu w cerkiewnych strojach za wiarygodnych partnerów dialogu katolicko-prawosławnego. Zwróćmy uwagę, że Franciszek kreował właśnie nowych kardynałów. Nie ma wśród nich przywódcy ukraińskich grekokatolików abp. Szewczuka, zdecydowanego przeciwnika Putina. Za to Franciszek i Cyryl mają się spotkać latem na międzyreligijnym kongresie w Kazachstanie.
Szantaż Cyrylem to kolejny sygnał, że Unia musi zrewidować swoje zasady. Tolerowanie liberum veto w czasie wojny i ataków skrajnej prawicy na demokrację to egzystencjalne zagrożenie.
Komentarze
Ponieważ Unia jest praworządna, czuje się związana ustalonymi zasadami i prawami, więc nie może nic zrobić łobuzom, którzy śmiejąc się wykorzystują te prawa.
Może znalazłby się na to taki sposób (już o tym pisał). Żeby wszyscy kulturalni , przyzwoici, przestrzegający prawo członkowie UE wykorrzystali exit, czyli zrobili to co UK i nastepnie błyskawicznie stworzyli jaką inną unie, pod innym szyldem, a w opuszczonym lokalu pozowlili buszować Orbanowi i Kaczyńskiemu.
Wiem, że to nierealne, ale tonący brzytwy się cheyta.
Święta (nomen omen) racja, ale przecież unijne zasady tworzono w całkiem innej epoce. Nikt wtedy z góry nie przewidywał warcholstwa skunksów. Jest to poniekąd tragiczne, ale również nie całkiem negatywne, bo jednak Unia musi się z tym fantem zmierzyć. Miejmy nadzieję, że przy okazji przemyśli swoją definicję „wolności religijnej” – bo ta wolność zbyt często wyczerpuje znamiona samowoli.
Czy np. „wolność wyznania” powinna obejmować działalność polityczną? Kościół w Polsce całkiem otwarcie popierał PiS i ponosi realną odpowiedzialność za obecne rządy kaczafiego, który teraz powierza Bąkiewiczom „obronę” świątyń. Patriarcha w Rosji jest pacynką reżimu.
Paradoksalnie wracamy tutaj do wymarzonych przez niektórych początków chrześcijaństwa – gdy cesarz na soborach praktycznie dyktował biskupom treść dogmatów. I z rozbawieniem wspominam czasy, gdy zdeklarowani religianci na różnych forach sugerowali, że PiS to wprawdzie nie ich bajka, ale jak już zdobędzie władzę, to oni sobie już na pewno z nim poradzą i przekształcą kraj na swoją modłę zgodnie z „etyką katolicką”. Serio?
Czy ktoś mi może wytłumaczyć, jakie praktycznie niesie konsekwencje umieszczenie na liście objętych sankcjami osoby która z Rosji nogi za próg nie wystawia i nie ma żadnego poza Rosją na siebie czy najbliższą rodzinę zarejestrowanego majątku?
Czy nie jest to przypadkiem klasyczna pozoracja działań?
Unia powinna na poważnie zająć się Orbanem, któremu już od dłuższego czasu zarzuca machlojki finansowe funduszami unijnymi i ich prywatyzowanie w stylu oligarchów rosyjskich. Cóż, unijne młyny sprawiedliwości są wyraźnie podobne do tych watykańskich – mielą sprawy bardzo powolnie. Ale jest szansa, że Orban będzie się musiał rozliczyć z przekręconych pieniędzy. Polskiego Ryszarda Cz. unijni urzędnicy zdążyli już pogonić w kwestiach prostych wyłudzeń, to w dalszym ciągu przerobią i Orbana,
Patriarcha Cyryl jest szczególną postacią na politycznej scenie Rosji. Teoretycznie winien być wzorem moralnym dla wyznawców prawosławia w państwie moskiewskim. Faktycznie, to taka sama szemrana postać jak sam prezydent Władimir Hitlerowicz Putin. Cyryl ma łapki ubrudzone dziwnymi działaniami finansowo-ekonomicznymi oraz sumienie obciążone całkowicie dyskredytującym kierowniczego duchownego popieraniem zabijania innych niż moskiewscy prawosławny.
Myślę, że do sankcji na Cyryla będzie można spokojnie wrócić w późniejszym czasie. A na razie trzeba zebrać rzetelnie dossier na patriarchę moskiewskiego. I postawić mu taki medialny pomnik religijnego bandyty.
lemarc
3 CZERWCA 2022
16:37
tejot
3 CZERWCA 2022
12:29
bowiem obaj uznali, ze da się spełnienie tych warunków obejść, rozinterpetować (zakłamać) je na korzyść PiSu oraz upozorować ich spełnienie.
To niewątpliwie jedna z metod oszukańczej gry o kasę z instytucjami EU odpowiedzialnymi „nominalnie” za sprawną realizację jej corocznych budżetów w ramach aktualizowanych programów.
Mój komentarz
To nie jest tylko prosta gra o kilkadziesiąt miliardów euro. To jest jedno z decydujących rozgrywanych na kilku płaszczyznach postępowań Unii jako systemu wspólnotowego w stosunku do państwa członkowskiego, a dokładniej do ekipy rządzącej tym państwem, reprezentującej to państwo w Unii. Gra o przyszły kształt UE, o jej spójność, zwartość, podstawy prawne oraz model współpracy.
PiSowska kamaryla uważa, że Polska jest własnością suwerena, czyli partii PiS, jako że na te partię głosował większościowo (nie większością arytmetyczną!) suweren i z tego powodu ta partia jest jedynym reprezentantem suwerena, czyli narodu. We wszystkich sprawach.
Z tych powodów instytucje unijne mogą pełnić w Polsce tylko rolę dodatkową, na przyczepkę i tylko w sprawach unijnych oraz z ważnym zastrzeżeniem – bez kompetencji w decydowaniu o tym jakie prawo ma nas obowiązywać, jakie nie.
Stąd PiS czepia się jak pijany płotu skrzywionej, niepełnej, alegorycznej koncepcji UE jako związku narodów, państw narodowych. W koncepcji tej, mglistej, amatorsko-dogmatycznej Unia Europejska jest określana przez PiS jako Europa ojczyzn. W koncepcji tej fundament prawny, prawno-administracyjny Unii, podział władz, podział kompetencji, itd., jest tak luźny, interpretowany pokrętnie, że po prawdzie Traktat Lizboński jest, ale jakby go nie było, czemu dał wyraz niedawno PiS uzyskując od Trybunału Przyłębskiej zamówione orzeczenie dotyczące prawa zawartego w Traktacie Lizbońskim – jest sprzeczne z polską konstytucją, co oznacza, ze przepisy Traktatu nie obowiązują w Polsce.
Istnienie Traktatu Lizbońskiego nie zmienia zasadniczo PiSowskiej koncepcji Europy ojczyzn, ponieważ traktat ten można ex post modyfikować tu na miejscu, w Ojczyźnie, dowolnie interpretować – wprost i na odwyrtkę, w zależności od zapotrzebowania partii rządzącej, ponieważ partia ta ma w ręku sądownictwo w tym najwyższy trybunał, który wypowiada się wiążąco i ostatecznie na temat unijnego prawa, traktatów i orzeczeń unijnych instytucji.
Unia, to ma być wedle PiSowskiej koncepcji Europa ojczyzn. Słowo „ojczyzna” swoją nadrzędnością przytłacza filozofów i wyjaśnia wszystkie wątpliwości co do tego, kto decyduje o kształcie naszego członkostwa w UE. Decyduje naród.
Nawiasem mówiąc dokładnie taką samą koncepcję Unii głosi Marie Le Pen i inni zbawcy narodów z dalekiej prawicy europejskiej.
Ta prosta definicja jest pokrewna słynnej dewizie, którą ukuł i wygłosił w parlamencie polskim ojciec obecnego premiera – interes narodu jest ponad prawem.
W koncepcji tej decydujące znaczenie dla organizacji państwa, dla nawet traktatowego udziału państwa we wspólnocie międzynarodowej ma nie prawo, a tzw. dobro narodu. Ponieważ PiS został wybrany do rządzenia przez naród, więc PiSowcy poczuwają się jako jedyni do reprezentowania dobra narodu. Wewnątrz państwa i na zewnątrz. Unia nie może manipulować dobrem naszego narodu.
Unia Europejska nie może być inna jak tylko taka, jaką Jarosław Ka wraz z zaufanymi obmyślił i obrał jako tarczę i miecz wobec poczynań unijnych, jako redutę prawną i propagandową wobec Unii rzeczywistej, jako propagandowe zaprzeczenie obecnej Unii, specyficznie polską pochodnię pokoju, dobrobytu i wiary w siebie niesioną przez przywództwo PiS dzierżące mandat przyznany mu przez naród i wyznaczające jedyny kierunek rozwoju dla Polski – Wyspy Wolności w Europie. Kierunek tylko trochę unijny, ograniczony do handlu, ceł unijnych, dopłat, wypłat i wyimaginowanej wspólnoty.
Kółko się zamyka. Zwichrzona i zbójecka jest PiSu logika.
TJ
Komentarze niemieckiej prasy
Z kolei dziennik „Sueddeutsche Zeitung” krytykuje KE za zatwierdzenie polskiego Krajowego Planu Odbudowy, co jest pierwszym krokiem do odblokowania pieniędzy z Funduszu Odbudowy. Autorka komentarza Viktoria Grossmann pisze, że Bruksela postanowiła uznać powierzchowną operację na Izbie Dyscyplinarnej za „konstruktywne ustępstwo”. Zwraca uwagę, że niektórzy komisarze, w tym wiceprzewodnicząca KE Vera Jourova i komisarz ds. sprawiedliwości Didier Reynders, nie chcieli zaakceptować polskiego KPO. „Przewodnicząca Komisji Ursula von der Leyen chciała jednak koniecznie wysłać sygnał jedności krajów UE” – pisze Grossman.
https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,127561,28538312,niemiecka-prasa-o-decyzji-ke-ws-polski-sukces-ue-ale-i-nielojalnosc.html#do_w=46&do_v=306&do_st=RS&do_sid=717&do_a=717&s=BoxNewsImg3
PS. To było – z poślizgiem – do poprzedniego tematu.
Nihil novi bylo anachronizmem juz w XVIII wieku, kiedy kladlo Rzeczpospolita na lopatki. Kto w XX wieku wymyslil taki dziwolag na uzytek organizacji jednoczacej kraje o roznych tradycjach i interesach? Wiem, ze kiedy ustalano zasady dzialania Unii skupiala ona czesci dawnej monarchii Karola Wielkiego. Ale skoro Unia zdecydowala sie rozszerzyc na Dziki Wschod, chyba nalezalo przemyslec pewne rzeczy
Pani Dorota nie publikuje mnie !!!
Ostatni Prorok
3 CZERWCA 2022
18:58
Pytam sie od dawna Pani Doroto, co jest z pani kolezanka Joanna Brych ?
Prosze o wiadomosc- dzieki z gory !
Bog zaplac
0statni Prorok
Twój komentarz czeka na moderację.
Madziarski kurdupel to menda szkaradna, a Cyryl to przebieraniec kagiebista – łączy ich służba najwyższemu kagiebiście zbrodniarzowi – „wodzowi” wielkiej rosji.
Ten ostatni się zużywa, fura skrzypi a złom rdzewieje.
Nie widać sensownego rozwiązania kwestii rosji, która cierpiąc na zabójczy i nieusuwalny kompleks niższości i pozbawiona szans na stworzenie innowacyjnej i wydajnej gospodarki, przy wyczerpywaniu się zasobów dochodowych surowców naturalnych w perspektywie 30-50 lat i demograficznej depresji i starości, skazuje się na rolę ropiejącego wrzoda na dupie euroazji.
Nic nie zrobisz …
Reszcie – bliższej i dalszej – pozostaje zbroić się i trzymać rękę na pulsie i cynglu…
Kalina
3 CZERWCA 2022
21:08
Wiem, ze kiedy ustalano zasady dzialania Unii skupiala ona czesci dawnej monarchii Karola Wielkiego. Ale skoro Unia zdecydowala sie rozszerzyc na Dziki Wschod, chyba nalezalo przemyslec pewne rzeczy.
Mój komentarz
O czym jest powyższy tekst? O spadku po imperium Karola Wielkiego? O przemyśleniu pewnych rzeczy? Jakich rzeczy? Kto miał przemyśleć?
TJ
System sterowania z tylnego siedzenia pierwszy zastosował Krzaklewski. Też za nic nieodpowiedzialny, nie obciążony uciążliwą pracą premiera, wystawił do tej harówki Buzka. Urban żartobliwie nazywał Krzaklewskiego ‚matką Buzka”. Ale Krzaklewski był oględny w tym sterowaniu, zgadzał się z Buzkiem co do sterowania państwem polskim , a przede wszystkim obaj panowie nie zamierzali zdemolować praworzadność i gospodarkę kraju.
Nie mniej jednak był to precedens. W normalnej demokracji lider dominującej partii bierze na siebie odpowiedzialność za rządzenie zostając premierem, a nie chowa się za plecami wybranej pacynki.
Skunks wykorzystał ten model i to on o wszystkim decyduje, mimo że przewodzi w rankingu polityków w kategorii mającego najmniejsze zaufanie polityka.
Zaufaniem cieszą się Duda i Morawiecki. Pierwszy przygłup bez właściwości, drugi kłamca oszust o miedzianym czole.
Szkoda Polski.
@ Kalina:
„Nihil novi bylo anachronizmem juz w XVIII wieku, kiedy kladlo Rzeczpospolita na lopatki.”
Było anachronizmem juz znacznie wcześniej, po koniec XVI wieku, gdy „naród” czyli szlachta uległa rozwarstwieniu na zagrodników, czyli średnich i drobnych właścicieli ziemskich oraz magnatów- właścicieli setek tysięcy hektarów i tysięcy niewolników. Tym ostatnim (zwłaszcza litewskim i ruskim)zależało wyłącznie na własnym interesie i sprawy państwa mieli w głębokim poważaniu. Lepiej wygladała sprawa w Koronie, gdzie rozwarstwienie majątkowe było mniejsze a świadomość państwowa i polityczna-większa. za większość zerwanych Sejmów odpowiadali posłowie z Litwy i Rusi.
@ Lewy:
„System sterowania z tylnego siedzenia pierwszy zastosował Krzaklewski.”
Solidarność z Krzaklewskim( który tez był słupem) przejęła wprost z PRL, gdzie formalnie też rządził rząd a de facto – Pierwszy Sekretarz, bez umocowania prawnego.
OT…
„(…)
Władza ustawodawcza w Polsce w swej postawie, zachowaniach i decyzjach coraz bardziej oddala się od tych, którzy ją wybrali. Ordynacja wyborcza narzucona konstytucją z 1997 roku umożliwiła stopniowe ewoluowanie systemu politycznego w stronę partii wodzowskich. Dlatego realny wpływ obywateli na własny wybór to mrzonka. Przymioty osobiste, autorytet i dorobek zawodowy w oczach partyjnych wodzów nie mają żadnej wartości. Nie znajdziecie też wśród polityków „self made men’ów”, czyli ludzi, którzy własną pracą i inicjatywą odnieśli sukces materialny. W polskiej polityce obowiązuje leninowska zasada „mówimy partia, w domyśle – Lenin, mówimy Lenin, w domyśle – partia”. Bo najważniejsza jest lojalność wobec partyjnych wodzów nagradzana miejscami na listach wyborczych. (…)
Podnoszą się głosy o potrzebie zmiany ordynacji wyborczej. Nie negując takiej konieczności, żywię głębokie obawy co do kierunku zmian. Wersja, którą ponoć przygotowują rządzący, nie będzie uzależniała parlamentarzystów od wyborców i skłaniała ludzi do większego zaangażowania w życie publiczne. Przeciwnie – służyć będzie łatwiejszemu wygrywaniu wyborów przez rządzących i zabetonowaniu sceny politycznej na długie lata.
Stosowane dziś metody sprawowania władzy nakazują rządzenie poprzez konflikty i podziały. Ten mechanizm jest skuteczny przede wszystkim wtedy, gdy uda się go przenieść na obywateli i grupy społeczne. Tak właśnie się stało. Spory, nienawiść, niezdolność do merytorycznej dyskusji, konflikty – nawet w rodzinach – są na porządku dziennym. Ten stan umożliwia większości parlamentarnej być wszechmocną, niekontrolowaną, bez obaw sprawującą swój mandat grupą. Słabość tego stanu rzeczy widać jednak z sejmowej Sali obrad, gdzie liczba nowelizacji aktów prawnych, w tym tak istotnych jak Polski Ład, przeczy logice i zdrowemu rozsądkowi.
Tymczasem podstawową cechą sprawnej władzy ustawodawczej powinna być zdolność do ewolucji wraz ze zmianami społecznymi i gospodarczymi oraz do angażowania i uaktywniania środowisk pracowniczych, twórczych tak, by brały one odpowiedzialność za współrządzenie. Wnoszenie własnej inicjatywy ustawodawczej przez obywateli jest pierwszym sygnałem, że władza ustawodawcza szuka partnerów i otwiera się na społeczeństwo.(…)
Władza wykonawcza to rząd, ale przede wszystkim ogromna struktura urzędniczo-biurokratyczna. Jej liczebność wraz z urzędnikami samorządowymi, pracownikami instytucji utworzonymi po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej jest trudna do oszacowania, ale znacznie przekracza 500 tysięcy osób. O zgubnym wpływie biurokracji na społeczeństwo, gospodarkę, państwo napisano tomy. Dramat Polski polega na tym, że dziś to wiodąca partia jest dobroczynną matką dającą zatrudnienie urzędnikom.(…)
Niestety, perspektywy są ponure. Postępuje centralizacja władzy, czyli przejmowanie kompetencji, w szczególności dotyczących dysponowania pieniędzmi państwowymi przez wysoko umocowanych przedstawicieli partyjnych. Uprawnienia te odbierane są organom samorządu terytorialnego i organizacjom społecznym. Centralizację władzy uzasadnia tylko jedno – model państwa, gdzie władza wykonawcza chce poprzez rozdawnictwo środków finansowych uzyskać poparcie określonych grup społecznych. Czyni z tych grup „klientelę wyborczą”. Drugim czynnikiem uzasadniającym centralizację władzy wykonawczej jest dbałość rządzących o własne interesy. Historycznie wszystko to przypomina Polskę szlachecką i handlowanie interesem państwa w imię doraźnych korzyści.
Centralizacja władzy wykonawczej w obecnym wydaniu oznacza wyrok na sprawność państwa. Jest to tym groźniejsze, że polityka międzynarodowa i wojna, która toczy się na Ukrainie, wymagają od nas reform ustrojowych, które umożliwią włączenie obywateli i organizacji społecznych w odpowiedzialne współrządzenie. Bez przekazania części uprawnień i kompetencji obecnej władzy wykonawczej strukturom samorządowym, bez utworzenia profesjonalnych mechanizmów kontroli podejmowanych decyzji i wydatkowanych środków Polska pogrążać się będzie w wewnętrznych konfliktach, tracić szansę rozwojową. (…)
Dominuje partyjno-biurokratyczny model sprawowania władzy szukający poparcia i uwiarygodnienia w zagranicznych strukturach politycznych oraz finansowych. W stosunku do rodaków w kraju prowadzona jest polityka przekupywania, uzależniania, przyzwyczajania do jałmużny, zamiast nagradzania za aktywność, inwencję i pracowitość. Nie bez przyczyny energiczni, wykształceni, młodzi Polacy emigrują, a struktura i perspektywy demograficzne narodu nastrajają pesymistycznie. Władza ustawodawcza realizuje cele polityczne nakreślone przez rząd kierujący się częściej sondażami niż strategią popartą rzetelną analizą. Sądownictwo wciąż nie spełnia społecznych oczekiwań, a media, podobnie jak politycy, toczą własną wojnę informacyjną.
Gdzieś w środku ktoś żyje, uczy się, pracuje lub korzysta z zasłużonej emerytury. Coś ma, do czegoś dąży, coś próbuje uratować. Zastanawiam się, ilu z tych Polaków na pytanie „Czyja Polska?” odpowiedziałoby: moja, nasza.
Dlatego właśnie dziś, po 30 latach trzeba powrócić do myślenia o przełomie polegającym na przebudowie ustroju państwa i włączeniu obywateli do realnego współrządzenia, a także realnej współodpowiedzialności za przyszłość. (D. M. Grabowski)
————
[boldy moje]
@ Lewy 4 czerwca 2022 8:21
cyt:”System sterowania z tylnego siedzenia pierwszy zastosował Krzaklewski.”
Masz rację, jeśli rozpatrywać okres po 1989. W PRL, jak i pozostałych demoludach, „rząd rządził, ale kierowała partia”, więc właśnie takie sterowanie z tylnego siedzenia było praktyką ogólnie obowiązującą i trwałą. Wypróbowanych schematów działań zapożyczonych z czasów Polski Ludowej można się w postępowaniu PiS więcej dopatrzyć: wyszli ze słusznego, jak się okazuje, założenia że ustrój się może i zmienił, ale mentalność suwerena nie, więc to co się (faktycznie, nie w sprawozdawczości…) wtedy sprawdzało, sprawdzi się i dziś.
Victor Orban jest autokratą budującym skorumpowaną satrapię, ale jest też rewizjonistą, któremu majaczą się Wielkie Węgry sprzed 1920r. Państwo to nie było bardzo „wielkie” ani specjalnie węgierskie – było mniejsze od II RP, a Węgrów żyło tam poniżej 50%. Orban tęskni więc za kieszonkowym imperium, obejmujące jednak m.in. całą Chorwację i całą Słowacja którą nazywano „górnymi Węgrami”.
W UE oczywiście nie ma co liczyć na uznanie dla rewizjonizmu, ale jest przecież Putin, nie cofający się przed niczym dla odbudowy sowieckiego imperium. W tej wspólnocie rewizjonistycznych dążeń i międzynarodówce satrapów upatruję korzeni orbanowsko-putinowskiego sojuszu. A Węgrzy jakoś łatwo zapomnieli o utopionym we krwi powstaniu 1956 roku , czy o ostrym laniu ich wojsk na froncie wschodnim II WŚ, gdzie mieli m.in. swoje oddziały Waffen SS.
„Upadł rząd Estonii. Premier: sytuacja w Europie nie pozwala na dalszą współpracę
Rząd Estonii upadł po tym, jak premier zaatakowała koalicjantów, oskarżając ich o działanie wbrew interesowi kraju po inwazji Rosji na Ukrainę.
Na wniosek premier Kai Kallas prezydent Alar Karis odwołał w piątek wszystkich siedmiu ministrów z koalicyjnej partii Centrum.
Koalicja rządowa w Estonii składała się z Partii Reform Kai Kallas i Partii Centrum. Oba ugrupowania mają łącznie 59 mandatów w 101-osobowym parlamencie.
Partia Centrum była związana z partią Jedna Rosja prezydenta Rosji Władimira Putina. Centrum po inwazji Moskwy na Ukrainę w lutym zerwało wieloletnią współpracę z Jedną Rosją.
„Sytuacja bezpieczeństwa w Europie nie daje mi żadnej możliwości dalszej współpracy z partią Centrum, która nie jest w stanie przedkładać interesów Estonii ponad interesy partii” – powiedział Kallas, dodając, że Centrum „aktywnie działa przeciwko podstawowym wartościom Estonii”.
Bezpośrednią przyczyną gniewu Kallasa był sprzeciw Centrum, obok skrajnie prawicowych populistów z partii Ekre, wobec rządowej ustawy o edukacji przedszkolnej. Niektórzy uważają jednak, że istnieją inne przyczyny długotrwałych napięć między liberalną partią Reform Kallasa a Centrum — pisze „Financial Times”.
„Wielu Estończyków, w tym ja, obawia się, że polityczni gracze podzielający interesy Kremla próbują przejąć estoński rząd” – napisał w tym tygodniu na Twitterze Rein Raud, estoński autor, argumentując, że Centrum i Ekre próbują stonować odpowiedź Tallina na wojnę w Ukrainie.
Teraz Kallas spróbuje stworzyć nową koalicję z dwoma mniejszymi partiami, ale jeśli jej się nie powiedzie, Jüri Ratas — lider Centrum i były premier — będzie miał okazję spróbować stworzyć własną alternatywę dla rządu — pisze „FT”.
Dzieje się … kreml miesza…
Za czasów szczęśliwie przeminiętej nieboszczki Polskiej Rzeczypospoliej Ludowj – na przykład – Stalinowi też przekręcano imię na Józef, choć po rosyjsku zwał się Josipem, a po ormiańsku – to nawet nie wiem, jak? Ale po polsku – dobrze pamiętam te przeklęte czasy – w tzw. PRL-u zwany był wyłącznie Józefem. Podobnie polonizowano inne sowieckie postacie, jak np. marszałka Kanstantina Rokosowskiego, któremu w sowiecki sposób przypisano polskie pochodzenie: „Syn polskiego robotnika spod Łodzi”.
Myślałem, że ten obrzydliwy sposób polonizacji wrogich nam Rosjan na zawsze przeminął. Ale nie. Oto człowiek, z pozoru bardzo pobożny, uznał, że metropolita moskiewski i kolega Putina z tak zwanych tajnych służb zasłużył się na spolonizowanie imienia i nazywa go „Cyrylem”, a nie Kiriłłem.
Najwidoczniej nadal istnieją autorzy pedagogicznego oddziaływania na społeczeństwo polskie, którzy – sowieckim sposobem – uprzymilają Polakom typowo sowieckie/rosyjskie postacie, pozbawiając ich typowo rosyjskiego imienia. Takie czasy… Jeszcze trwają i trwają.
– Mamy trzecią plagę, inflację. Mówimy putinflacja i to jest absolutnie słuszne – mówił prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Debil … umysłowa ciasnota na fundamencie kłamstwa … gebelsówy.
@ Kaziuk 4 czerwca 2022 13:20
Polskiego Kazika też przekręcano na „Kaziuka”…..
Pewnie nie jeździsz do Lipska, Monachium czy Rzymu, a wyłącznie do Leipzigu, Muenchenu i Romy. Oraz oczywiście do Parisa i Londona.
To nie „polonizacja wrogich nam Rosjan” , a imiona w polskim brzmieniu, podobnie jak nazwy miast.
Do czego ci potrzebne ormiańska wersja gruzińskiego imienia Stalina to już zupełnie nie pojmuję.
Wszyscy urodzeni w zaborze rosyjskim mieli w dokumentach imiona zapisane w rosyjskim brzmieniu – czy przez to „wrogimi nam Rosjanami” się automatycznie stali?
@tejot, MadMax
Jestem za granica, niezbyt chetnie dziala roaming, stąd moja rozproszona uwaga. Mialam na mysli liberum veto, ktore obowiazuje w Unii, a nie nihil novi, ktore bylo w porzadku jak na XVI wiek
Orban juz sie tylko miota na arenie UE.
Bo jest w 100% zalezny od funcjonowania rurociagu Przyjazni. A ten idzie przez Ukraine. Jak Przyjazn przestanie funkcjonowac to bedzie w 100% zalezny od dobrej woli UE, ktora obiecala sie z nim podzielic swoimi zapasami. A te sa niewystarczajace, jak zawsze mozna wykazac 😉
Pieniedzy z KPO tez nie dostal (i chyba nie dostanie). A normalnych dotacji, chyba tez nie. Bo tu obowiazuje jeszcze bardziej rygorystyczne „pieniadze za praworzadnosc”.
Moze jeszcze to i owo blokowac, ale wspolnej lini z Polska juz nie ma. Wiec takie blokady beda pewnie olewane.
Moim zdaniem to nie Orban jest zagrożeniem, tylko coraz bardziej mętna polityka Niemiec i Francji która pozwala na wyrywanie kolejnych ustępstw przez Orbana i Kaczyńskiego. Jeśli prawda są doniesienia że Niemcy werbalnie coś dostarczają Ukrainie a w realu wdrażają procedury, które mają to opóźnić, jeśli Niemcy nie mogą się rozstać z rosyjskim gazem i ropą, jeśli przez Kazachstan Rosjanie handlują z tzw cywilizowanym Zachodem to dlaczego Orban i Kaczyński mają wprowadzać praworządność, jakie to ma mieć podstawy moralne? Jako społeczeństwa tracimy, ale to jest już nasz problem. Urszula i Niemcy mają co innego na głowie. Urszula tuszować gierki wewnątrzunijne i ratować swoją pozycje a Niemcy business as usual. O Buczy już wszyscy zapomnieli. Kompromitacja Niemiec i Francji wobec wojny w Ukrainie położyła cały pomysł na tzw lepsza Unię. Dzisiaj , szacunek dla nich, Wlk Brytania nie musi świecić oczami za hipokryzje polityki Niemiec , Merkel i jej następców. mieli szczęście że wyszli z tego coraz bardziej gnijącego układu jednomyślności. Ale Niemcy i Francuzi brną dalej myśląc oczy nam wszystkim. Nie wiem czy ktoś jeszcze rozumie o co chodzi w tej Unii?
@coś itd
Owszem, każdy kto chce zrozumieć, zrozumie: chodzi jej o przetrwanie trumpizmu i putinizmu, za które nie odpowiada, a których UE jest ofiarą.