Wizyta solidarności

Przed niedzielną wizytą prezydenta Dudy w Kijowie była jeszcze wizyta polskich biskupów. Obie na znak solidarności. Dobrze, że polscy biskupi rzymskokatoliccy odwiedzili Lwów i Kijów. To prosty gest, na który dotąd nie zdobył się ani papież Franciszek, ani polski episkopat prawosławny. Dygnitarzom katolickim, Gądeckiemu, Polakowi, Budzikowi z Lublina, towarzyszył podczas tej wizyty przedstawiciel polskiej społeczności greckokatolickiej. Zrobiono krok we właściwym kierunku.

Są jednak także „plusy ujemne”. Po powrocie z walczącej Ukrainy wizytę omawiał dla mediów szef episkopatu abp Gądecki. Prócz rzeczy słusznej – że podczas wojny Dawida z Goliatem trzeba być po stronie słabszego i że od tego, kto wygra wojnę w Ukrainie, zależy też nasz los – powiedział rzeczy dyskusyjne. Przedstawił napaść Putina jako zagrożenie nie tylko dla Ukrainy, ale i dla Europy. Racja, ale dodał, że „Ukraińcy wywołują zachwyt”, bo pokazują, iż „w świecie bez wartości istnieje coś, co ma wartość, coś, za co powinno się oddać życie – gdy patrzy się na sytuację Europy i często propagowany nihilizm, to Ukraina jest krajem, który jest gotów umrzeć za wolność”.

Tu trudno się zgodzić z Gądeckim. Mógł sobie darować słowa o świecie bez wartości i nihilizmie w Europie. Tak widzi ją eurofobiczna skrajna prawica i propaganda Putina. Od wybuchu wojny Zachód pomaga walczącej Ukrainie militarnie, materialnie i dyplomatycznie. Czyni to z solidarności, tak samo jak Polacy. Buczę i Irpień odwiedzili nie tylko trzej polscy biskupi, ale także wielu zachodnich liderów politycznych.

Abp Gądecki powinien pamiętać, że Europa to nie jest jeden zestaw wartości. Prócz religijnych są humanistyczne. W środku bandyckiej agresji hasła rodem z konserwatywnej wojny kulturowej są nie na miejscu. A co do umierania za wolność, to duchowny raczej powinien chwalić gotowość polityków do takiego działania, żeby nikt za wolność nie musiał umierać.

Gądecki pochwalił rządy Polski i Ukrainy za inicjatywy służące pojednaniu między naszymi narodami. Wymienił decyzję o usunięciu zasłon kryjących lwy na cmentarzu Orląt we Lwowie i zgodę władz ukraińskich na ekshumację szczątków ofiar wołyńskich. Tak, to też kroki we właściwym kierunku, ale do pojednania trzeba dobrej woli i determinacji również po stronie polskiej. Tymczasem rząd Morawieckiego nie reaguje dostatecznie ostro na antyukraińskie ekscesy w Polsce.

W polityce religijnej potrzebujemy tak samo dialogu i współdziałania jak w polityce międzypaństwowej. Trzeba porzucić mrzonki o dialogu z Cerkwią Moskiewską „ministranta Putina”, tylko skupić się na dialogu z niepodległościowym prawosławiem ukraińskim i z tamtejszymi grekokatolikami. Chichot historii sprawił, że wojna Putina stworzyła szansę na otwarcie całkiem nowego rozdziału stosunków polsko-ukraińskich. To szansa historyczna, która zdarza się niezmiernie rzadko.

Nie wiem, czy obecna władza pisowska i polski episkopat ją skutecznie podejmą. Na razie podjęło ją oddolnie i spontanicznie społeczeństwo, udzielając pomocy i schronienia uchodźcom z Ukrainy. Odsunęło na bok rachunki krzywd, bo tego po prostu wymaga ta straszna w skutkach agresja.