Bumerang

Może Kaczyński pomoże Tuskowi doprowadzić do koalicji sił demokratycznych. Taki może być efekt zmiany ordynacji wyborczej szykowanej na Nowogrodzkiej. Ciekawie pisze o tym w „GW” prof. Andrzej Hennel. Ostrzega, że pomysł zwiększenia liczby okręgów wyborczych z 41 do ok. 100 to pułapka dla mniejszych partii, które po prostu nie będą miały szans wejść do parlamentu. Zadecyduje liczba mandatów do obsadzenia przyznanych każdemu okręgowi i metoda d’Hondta.

Jeśli PiS-owi uda się przeforsować w parlamencie nowy podział okręgów na 40 okręgów czteromandatowych i 60 pięciomandatowych pięciomandatowych, to żadna mniejsza partia startująca oddzielnie nie zdobędzie mandatu, za to w Sejmie zasiądą posłowie dwu największych: 260 z list PiS, 200 z list KO. Powstanie zrąb systemu dwupartyjnego. Czyżby Kaczyński odkurzył swój „pakiet demokratyczny”?

Ogłosił go niedługo po katastrofie smoleńskiej. PiS był wtedy w opozycji. Może chciał się zaprezentować pod kątem wyborów jako demokrata typu brytyjskiego, by uspokoić obawy, że kiedy dojdzie do władzy, wprowadzi rządy autokratyczne. Pakiet proponował wzmocnienie opozycji, swobodne debaty debaty parlamentarne bez manipulowania porządkiem obrad, cotygodniową rundę pytań posłów do premiera na każdy temat, likwidację sejmowej zamrażarki. Cud malina, Londyn w Warszawie.

Naturalnie nic z tego nie zostało, gdy wreszcie Kaczyński doszedł do władzy. Opozycję zaczął traktować jak wroga, a nie równoprawnego partnera. Propaganda zaczęła nieustającą kampanię zniesławiania przeciwników na czele z PO i Tuskiem. Procedury demokratyczne zaczął notorycznie omijać, naginać lub łamać. W systemie brytyjskim taką linię rządu media, eksperci i opozycja i jej wyborcy uznaliby za pełzający zamach stanu.

Być może Kaczyński w swej cynicznej chytrości kombinuje tak, że część aparatu PO/KO może uznać proponowane zmiany za ofertę kuszącą. Zniknęliby z Sejmu Hołownia, Kamysz, lewica. Z PiS można by pójść na jakiś kompromis i zebrać frukta takiej ugody. Podstawą ugody mógłby być nowy „pakiet demokratyczny” gwarantujący Platformie status i przywileje oficjalnej opozycji RP. Kto wie, może się dadzą nabrać?

Ale jest też ryzyko, że plan Kaczyńskiego, wzorowany na Węgrzech, a nie na Brytanii, okaże się bumerangiem. Prof. Hennel konkluduje, że gdyby opozycja demokratyczna zawiązała koalicję, to ostateczny wynik wyborów byłby wielkim zwycięstwem Wielkiej Czwórki: 260 mandatów dla niej, 200 dla PiS. Ile jeszcze trzeba analiz i studiów, by demokraci poszli po rozum do głowy? Nie żebym był zwolennikiem systemu dwupartyjnego, bo wolę mieszany, proporcjonalno-większościowy, jako lepiej odzwierciedlający sympatie i antypatie polityczne w społeczeństwie, tylko dlatego, że uważam, iż wyjątkowo niebezpieczna dla demokracji sytuacja wymaga wyjątkowej odpowiedzi sił demokratycznych.